Neil Young "Chrome Dreams II”

Jerzy Węgrzyn | Utworzono: 2007-10-26 09:47 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Artysta zmiennym jest. Nie takiej płyty oczekiwali fani. Na koniec tego roku zapowiadana była zupełnie inna. Ale Neil Young nie po raz pierwszy, a i pewnie nie po raz ostatni, zmienił plany. Zamiast odkurzonych archiwaliów otrzymujemy zupełnie nowy, premierowy album. Tak naprawdę nie ma więc powodów do zmartwień. Przeciwnie, jest się z czego cieszyć, bo płyta „Chrome Dreams II” jest świetna.

Posłuchaj naszej recenzji najnowszego albumu Neila Younga:

Ci bardziej zaawansowani z fanów Neila Younga zetknęli się już kiedyś z tytułem „Chrome Dreams”. Dokładnie 30 lat temu - w 1977 roku - w świat poszła informacja o planowanej nowej płycie Neila Younga, zatytułowanej właśnie „Chrome Dreams”. Płyta była gotowa, ale dosłownie w ostatniej chwili, Young z niejasnych powodów zrezygnował z jej wydania. I to tak naprawdę była fatalna decyzja, bo gdy potem ujawniono, jakie piosenki miały się tam znaleźć, wyszło na to, że gotowe było absolutne arcydzieło. To byłaby – bez cienia wątpliwości - jedna z najlepszych płyt w całej dyskografii artysty. Ale zamiast wydać te piosenki razem i rzucić świat na kolana, Young wolał rozcieńczyć wrażenia, porozrzucał więc te utwory po kolejnych swoich wydawnictwach, gdzie wprawdzie były ozdobą każdego z nich, ale co z tego, skoro sąsiadowały tam z materiałem dużo słabszym. To na „Chrome Dreams” miała się znaleźć choćby wspaniała „Like A Hurricane”, jedna ze sztandarowych kompozycji artysty. Ale, cóż, Young nie jest jedynym wybitnym artystą, który nie potrafi ocenić prawidłowo własnego dzieła.

A jak się ma zawartość tej właśnie wydanej „Chrome Dreams II” do jej legendarnej imienniczki? Na dobrą sprawę nijak. Z dziesięciu piosenek, jakie wypełniają nowy album, siedem jest zupełnie nowych, trzy inne Young – owszem - napisał przed laty, tyle, że nie z myślą o wspomnianej ”Chrome Dreams”, bo nieco później, w latach 80. Nagrał je jednak dopiero teraz.

Swoją drogą, wiadomo nie od dziś, że Young ma całe tony rozpoczętych piosenek, które czekają tylko aż ich autor raczy je dokończyć i zarejestrować.

Najważniejszym z tych „starych” utworów jest zajmujący centralne miejsce na płycie „Ordinary People”. Utwór trwa – uwaga – ponad 18 minut. I toczy się dostojnie przez ten czas, a słuchacz chłonie go bez jakiegokolwiek znużenia. I proszę sobie wyobrazić, że Young wymyślił, że umieści tę właśnie piosenkę na pierwszym singlu z płyty - w pełnej wersji rzecz jasna. To się nazywa ekstrawagancja… Fani uczęszczający regularnie na koncerty artysty znają już tę kompozycję, ponieważ Young grywał ją na żywo od czasu do czasu, teraz mogą poznać ją wszyscy. I spokojnie możemy ją dorzucić do youngowych klasyków.

„Chrome Dreams II” to Young w całej swojej różnorodności. Obok wspomnianych monumentalnych dzieł - a więc owego 18-minutowego „Ordinary People” - jest tu jeszcze utwór blisko 15-minutowy (równie znakomity), ale są też i piosenki niewiele ponad dwuminutowe. Z jednej strony mamy więc na płycie jammową swobodę, z drugiej zwarte, krótkie formy. Ale repertuar jest urozmaicony nie tylko pod względem czasowym, bo dostajemy na „Chrome Dreams II” zarówno Younga country’owego, balladowego, jak i ostrzejszego brudniejszego, rockowego. No i wciąż nikt nie potrafi wycisnąć takich emocji przy użyciu tak prostych środków.

To nie jest tak, że wszystko, co Young robi jest z definicji świetne. Young miał kiedyś zły artystycznie okres, to było w latach 80., kiedy nawet jemu wydawało się, że tradycyjne rockowe granie odchodzi w niebyt i zaczął nieudane eksperymenty z elektroniką. Ale od czasu, gdy dotarło do niego, że chwilowo pobłądził, nagrywa same udane płyty. Czasem wspaniałe, czasem po prostu dobre. Tę nową spokojnie możemy zaliczyć do tych najlepszych w ostatnim czasie.

A co z zapowiadanymi archiwaliami? Przypomnę, że miał się ukazać potężny box, zawierający 8 kompaktów i dwa dyski DVD i na dodatek 150-stronicową książkę. Do wydanej nie tak dawno płyty z koncertem z Massey Hall, Young dołączył nawet ulotki anonsujące to wydawnictwo na koniec 2007 r. Wiadomo już, że tego terminu nie dotrzyma. Według najnowszych informacji trzeba będzie na te archiwalia poczekać jeszcze parę miesięcy. Inna sprawa, że – znając Younga - wcale nie jest powiedziane, że się wtedy rzeczywiście ukażą.

No ale na razie cieszmy się tą nową muzyką z płyty „Chrome Dreams II”, bo zdecydowanie jest czym.

Reklama
Dźwięki
Recenzja płyty Neila Younga "Chrome Dreams II".

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.