Historia pasji i pewnego magnetofonu

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2015-01-26 06:54 | Zmodyfikowano: 2015-01-26 06:54

Słuchaj Radia Wrocław Kultura (link do streamu jest dostępny TUTAJ,
stronę Radia Wrocław Kultura TUTAJ

Z czym kojarzy nam się Walia? Średniowieczne zamki, rugby i... Ryan Giggs. A muzycznie? Tom Jones, Manic Street Preachers, John Cale, ktoś może jeszcze wymieni popularne w Polsce, zwłaszcza w latach 80., trio Budgie.

Jeśli jednak pokopiemy w historii nieco głębiej, okaże się, że właśnie tam znajduje się jedno z najważniejszych brytyjskich studiów nagraniowych. Miejsce gdzie powstało kilka wybitnych dla rockowej muzyki albumów. Rockfield. (Na zdjęciu wiatrowskaz w Rockfield Studios, fot. Flickr)

Znaleźć właściwą ścieżkę
Historia tego studia zaczyna się całkiem zwyczajnie. Pod koniec lat 50., opanowani jak wielu młodych ludzi w tamtym okresie gorączką rock'n'rolla, bracia Kingsley i Charles Ward, postanowili założyć zespół. Grupa Charles Kingsley Combo nie dorobiła się fanów, ba, nie udało jej się też sprzedać ani jednego swojego nagrania.

Większość muzyków na ich miejscu pewnie by się poddała. Oni i owszem byli rozczarowani tym faktem, ale postanowili działać. Wybrali dość dziwną metodę, gdyż w 1960 r. zainwestowali w profesjonalny...magnetofon. Jako, że wcześniej terminowali w Londynie u znanego producenta Joe Meeka, ambitni bracia postanowili, że sami będą w stanie zatroszczyć się o przyzwoity poziom nagrywanych przez siebie piosenek i ich dystrybucję. Wkrótce jednak okazało się, że sam proces utrwalania muzyki jest dla nich o wiele bardziej pasjonujący niż jej tworzenie. I tak w 1963 r. podejmują decyzję o założeniu profesjonalnego studia. Profesjonalizm ten miał swój początek w małej komórce na poddaszu ich gospodarstwa.

Poddasze studia w 2014 r., fot. Flickr

Z poddasza wydobywają się dopiero w listopadzie 1970 r., kiedy to walijski muzyk Dave Edmunds nagrywa w Rockfield swoją wersję piosenki "I hear you knocking". Niespodziewanie dla wszystkich, mała płytka Edmundsa przez 6 tygodni była numerem 1 na brytyjskiej liście przebojów, w Stanach dochodzi do miejsca 4, sprzedając się w ponad trzech milionach egzemplarzy. Od tego momentu artyści sami zaczynają o sesje w Rockfield zabiegać.

Platynowy kalejdoskop
Nagrywali tu najwięksi: Budgie, Hawkwind, Rush, Iggy Pop, Coldplay, Nigel Kennedy, Motörhead, Robert Plant, The Waterboys, Oasis, Black Sabbath, XTC, Pixies. Sukcesy? Wystarczy wspomnieć wydany 20 lat temu album "What's the story morning glory" zespołu Oasis, który do dzisiaj rozszedł się w blisko 22 milionach egzemplarzy na całym świecie. W samej Wielkiej Brytanii zamyka zaś listę 5 najchętniej kupowanych płyt w historii, zaraz za Queen, Abbą, The Beatles i Adele.

Kiedy wieje wiatr
Ale Rockfield to przede wszystkim Queen i piosenka, której sukces wg słów Briana Maya zapobiegł w połowie lat 70. rozwiązaniu grupy. Ale po kolei. 24 sierpnia 1975 r. Queen przybywa do walijskiego studia. Mimo powodzenia singla _Killer Queen_, promującego ostatnie wydawnictwo "Sheer heart attack", grupa borykała się z problemami finansowymi. Sytuację uzdrowić miała zmiana menadżera oraz nowy, przebojowy album. Nad całością prac czuwa Freddie Mercury, który na kilkudziesięciu małych kartkach ma już całkowicie opracowany utwór, mający wywindować Queen na sam szczyt muzycznej sławy.

Wielokrotnie powtarzane nagrania ścieżek wokalnych i partii fortepianu trwają w Rockfield od rana do nocy, i tak przez 3 tygodnie. Powstaje blisko 6 minutowa kompozycja, która mimo sprzeciwu wytwórni EMI uważającej ją za zbyt długą, zostaje wydana na singlu 31 października 1975 r. Z jakim skutkiem?

Utwór na przełomie 1975/1976 r. nieprzerwanie przez dziewięć tygodni okupuje pierwsze miejsce brytyjskiej listy przebojów, po śmierci Mercurego w listopadzie 1991 r. przewodzi liście kolejnych 5 tygodni. Zarówno w latach 70. jak i na początku lat 90-tych został sprzedany w ponad milionowym nakładzie. Jak widać ludzie rządzący muzycznym biznesem nie zawsze mają nosa do dobrej muzyki.

A ostatnie słowa tej piosenki "(…) Any way the wind blows (...)" powstać miały w momencie, kiedy Freddie siedząc przed fortepianem patrzył na wirujący na dachu Rockfield wiatrowskaz...

Kwestią ostatnią jest to, skąd wzięła się nazwa Rockfield? Wrócić trzeba do początku tej historii. Wymyślił ją bowiem Dave Edmunds, który przekonał braci Ward, że nazwa wioski, nieopodal której ulokowany jest kompleks nagraniowy, pasuje jak ulał na nazwę studia muzycznego. Rockowe pole. Do dzisiaj brzmi idealnie.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.