Recenzja Iana Pelczara: Kebab i horoskop (*****)

Jan Pelczar | Utworzono: 2015-02-12 15:20 | Zmodyfikowano: 2015-02-12 15:20

„Kebab i horoskop” to mój ulubiony film z ostatniego festiwalu w Gdyni. Obsypałbym go nagrodami. Na debiucie Grzegorza Jaroszuka jury się jednak nie poznało. Zrodzoną z ducha czeskich i skandynawskich humoresek produkcję nagrodzili jedynie przedstawiciele kin studyjnych i dyskusyjnych klubów filmowych. Wśród bywalców takich miejsc „Kebab i horoskop” może stać się filmem kultowym. Jest w nim wystarczająca liczba błyskotliwych dialogów i odpowiednia atmosfera niemocy, która spowija całość charakterystyczną egzystencjalną mgłą.

Tytułowi bohaterowie to młodzi mężczyźni z anonimowego miasta, miasteczka. Właśnie stracili pracę. Kebab dosłownie rzucił fartuchem, pod wpływem horoskopu z pisma dla miłośników zwierząt. Chwilę później poznał wymyślającego owe horoskopy, ale nie było już powrotu. Chłopcy muszą znaleźć sobie nowe zajęcie. Postanawiają zająć się technikami sprzedaży – z pomocą nowoczesnego marketingu odrodzić sklep z dywanami i wykładzinami. Punkt jest załadowany towarem i etatami, ale pozbawiony klientów. Odrodzenie ma przyjść wraz z ustaleniem priorytetów, właściwym przyporządkowaniem ludzi do miejsc, akceptacją, piramidami potrzeb, medytacją nad czasem, miejscem i przestrzenią. Większość seansu mija nam podczas obserwowania absurdalnych zajęć. Wygadani marketingowcy (grani przez aktorskie objawienie ostatniej Gdyni Piotra Żurawskiego oraz niezawodnego Bartłomieja Topę) sprzedają banalne prawdy objawione, opierając monologi i dialogi na korporacyjnej nowomowie. Są to kwestie przezabawne i nie dziwię się, że Czesi uznali „Kebab i horoskop” za najbardziej czeski film ostatniego festiwalu w Karlowych Warach. Można go też uznać za godnego sukcesora tradycji „Rejsu” i „Misia”, polegającej na tropieniu absurdów w naszej rzeczywistości. Jednocześnie zgłębiamy rejestry samotności, pustki i emocjonalnej niedojrzałości bohaterów, w czym pomagają kolejne wspaniałe kreacje aktorskie – m.in Andrzeja Zielińskiego, Justyny Wasilewskiej i Tomasza Schuchardta.

Jaroszuk swój debiut obmyślił w każdym szczególe, pielęgnując ciszę, kompozycję kadrów i nostalgiczną muzykę Wojciecha Mazolewskiego. Poetycki nastrój, który udało się w ten sposób stworzyć, sprawia, że „Kebab i horoskop” staje się nie tylko najbardziej czeskim, ale i najbardziej skandynawskim z polskich filmów. Szukanie geograficznych porównań po seansie kameralnej komedii zamkniętej w wąskim gronie bohaterów i sklepowej przestrzeni, dowodzi bezradności polskiego krytyka filmowego. Nie przywykliśmy do autorskich komedii. Takie próby pojawiają się w naszej kinematografii bardzo rzadko. Mam nadzieję, że chętnych do jej obejrzenia nie zabraknie, a to może przekonać producentów, że warto inwestować w takie filmy. Skoro ma już swoje tradycje polska satyra, a w kraju kabaretonów człowiekiem-instytucją został ktoś taki jak Marek Raczkowski, zaś na estradach królowało kiedyś Mumio, to może i w kinie nie jesteśmy skazani jedynie na komedie sensacyjne i romantyczne, nieudolnie naśladujące hollywoodzkie trendy. Możemy się też zbliżać do amerykańskiego nurtu niezależnego, za sprawą historii pełnych gorzkiego humoru. Wytrawne kino.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.