Muzyczne Archiwum RWK: Eddie Hazel „Game, Dames and Guitar Thangs”

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2018-02-11 13:25 | Zmodyfikowano: 2018-02-09 08:50

I to prawdopodobnie jedyny tego typu przypadek (?), kiedy obecność artysty w różnego rodzaju rankingach (najlepszy/najbardziej wpływowy gitarzysta w historii – odpowiednio ROLLING STONE/UNCUT) nie jest uzależniona od artystycznej jakości poszczególnych albumów czy chociażby krótkotrwałego, ale jednak wykwitu zapadających w pamięć utworów, rozwiązań brzmieniowo-aranżacyjnych, wyprzedzających swój czas i rzutujących na kolejne pokolenia.


Z drugiej strony ciężko nie zgodzić się z opinią redakcji SPIN, nazywającej „Maggot Brain” utworem, „(...) w którym można usłyszeć całe spektrum ludzkich emocji”. A takowe odnajdywali w nim przecież i Prince, i Vernon Read, John Frusciante, Dave Navarro jak i pozostali członkowie Red Hot Chili Peppers (w tym Josh Klinghoffer).


Zresztą RHCP nigdy nie odżegnywali się od wpływu jaki wywarła na nich cała P-Funkowa rewolucja, a sam Eddie Hazel przez całe swoje życie tak naprawdę związany był z Georgem Clintonem i towarzyszącym mu w danym momencie dworem. Zresztą jedyny solowy album Hazela tak na dobrą sprawę można byłoby podpisać nie tyle jego nazwiskiem co jako kolejne dzieło Funkadelic (Clinton negocjował sesje nagraniowe z Warnerem, Bootsy Collins użyczył kompozycji, Garry Shider i Michael Hampton – notabene zaprzysięgli wyznawcy Hazela – zagrali u boku swojego gitarowego guru).


„Game, Dames and Guitar Thangs” tak naprawdę jest bardziej ciekawostką niż płytą, która w jakikolwiek sposób zmieniła postrzeganie muzyki. Mimo to, te właśnie zakurzone dźwięki są dziś jedyną pamiątką sygnowaną przez geniusza, zarówno gitary jak i samozniszczenia.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.