Happy End *****

Jan Pelczar, GN | Utworzono: 2018-03-18 14:31 | Zmodyfikowano: 2018-03-17 09:46

Wielu krytyków orzekło po canneńskiej premierze, że to najsłabszy film, jaki w swojej karierze podpisał Michael Haneke. Większość twórców światowego kina w swoim najlepszym dziele nie zbliżyłaby się do poziomu, który reprezentuje najnowsze dzieło austriackiego reżysera. Jego twórczość wymyka się poza tym klasyfikacjom, rankingom, trudno filmy Hanekego porównywać, zestawiać ze sobą w kategorii lepsze/gorsze. Łączy je zupełnie inna jakość: zagłębienie się w problemy współczesnego społeczeństwa, budujących je jednostek. Są mroczne, przejmujące, działają na widza długo po seansie. Należą do tych dzieł sztuki filmowej, które są tak sugestywne, że wystarczy jednokrotne obejrzenie, by przez lata pamiętać wiele scen, ujęć, momentów, nastrojów. By doskonale odczuwać ekranowy świat z „Siódmego kontynentu”, „Funny Games”, czy „Miłości”. Filmy Hanekego utrwalają się w świadomości kinomanów równie mocno, jak oglądane wielokrotnie przeboje. I to nawet, kiedy widz nie chce ich nigdy ponownie oglądać, bo są przeżyciem zbyt trudnym.

W „Happy End”austriacki reżyser ma problemy z formą gorzkiej komedii. Bywa zbyt dosłowny, groteskowy. Najciekawiej wyszła zabawa z nowymi mediami. Filmiki ze Snapchata nie są tylko przerywnikami, refrenami w kilkuwątkowej fabule o bogatej rodzinie. To kolejne mistrzowskie studium Hanekego nad współczesnymi mediami i sposobem, w jaki zmieniają relacje międzyludzkie. Tym razem pod lupę trafia francuska burżuazja w mieszczańskim wydaniu. Jej sekrety i wypierane powiązania. Za sprawą ról Isabelle Huppert i Jean-Louis Trintignanta wracamy pamięcią do postaci z poprzednich filmów mistrza. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że wchodzimy w rejon kreślonej grubą kreską metafory o współczesnej Europie. Haneke żartuje niczym Bruno Dumont. A scenę rodzinnej uroczystości osadził w podobnej scenerii, co Ruben Ostlund bankiet w nagradzanym „The Square”. U Szweda sytuację rozsadzała człekokształtna prowokacja, u Austriaka w roli burzących komfort konwencji występują uchodźcy. Otwiera się kolejna przestrzeń do znajdowania metafor i uniwersalnych znaczeń w „Happy End”.

 


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.