Muzyczne Archiwum RWK: Jackson C. Frank „Jackson C. Frank”

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2018-04-06 10:30 | Zmodyfikowano: 2018-04-06 10:30

Nie miał niczego. Majątek tego 50-latka stanowiła zniszczona teczka i pęknięte okulary
Jim Abbott

W 1965 r. zrządzeniem losu 21-letni Jackson Carey Frank wyruszył do Londynu. Co prawda miał ze sobą gitarę, ale na Stary Kontynent udawał się nie po to by grać, a zaopatrzyć się w najnowszy model Bentleya. Za takim pomysłem kryła się znaczna suma pieniędzy, którą Frank kilka miesięcy wcześniej otrzymał w ramach pokaźnego odszkodowania. Tak się składa, że w 1954 r., będąc 11-latkiem doznał rozległego poparzenia. Był to jednak cud, w końcu w wypadku, do którego doszło w szkole podstawowej nieopodal amerykańskiego Buffalo, zginęło 15 kolegów Jacksona C Franka. On ocalał, a w 1965 r. miał zamiar i możliwości by korzystać z życia.

Po wypadku, kiedy dochodził do siebie w szpitalu, dostał gitarę, tak by nauka gry skutecznie odciągnęła go od traumy. A że muzyczny talent w Jacksonie drzemał, rodzice wiedzieli od dawna.  Jako 6 latek był członkiem miejscowego chóru kościelnego, a całe dnie spędzał słuchając radia.
I chociaż ze swoim pierwszym wielkim idolem Elvisem Presleyem spotkał się w Graceland, już wkrótce prawdziwą pasją stała się dla niego muzyka posiadającą swoją historię. Innymi słowy: folk.


Muzyczne Archiwum Radia Wrocław Kultura, w każdy piątek od 20.00 do 21.00


Na początku pobytu w Londynie, Jackson C. Frank napisał swoją pierwszą piosenkę, a los chciał, że usłyszał ją Paul Simon. Ten, próbując wtedy swoich sił jak solista, swojemu niemalże rówieśnikowi zaproponował usługi... producenta. Przy okazji zapraszając na sesję nagraniową swojego ówczesnego współlokatora – nie Arta Garfunkela, choć w przyszłości wcale nie mniejszą postać – Ala Stewarta.


Wspomnianą dwójkę znają dziś wszyscy. Natomiast artystę i jego imiennie zatytułowany debiutancki album „Jackson. C. Frank”, co najwyżej garstka fanów śledzących muzyczne wykopaliska oraz dramatyczne biografie niespełnionych artystów. A życie nie oszczędzało Franka (stracił syna, wylądował na ulicy), który zmarł jako artysta dla szerszej publiczności zupełnie anonimowy, choć lista sięgających po jego spuściznę jest obfita i obejmuje wspomnianego Paula Simona, Bernta Janscha, Nicka Drake'a, Colina Meloya, Robina Pecknolda, Marianne Faithfull czy Laurę Marling.

W piątkowy wieczór sprawdzimy siłę debiutu Jacksona C. Franka, o którym dziś mówi się jako o jednym z najważniejszych, zapomnianych twórców lat 1960.

 

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.