Borys Lankosz chce nakręcić swój nowy film w Wałbrzychu

Jan Pelczar | Utworzono: 2015-02-01 07:56 | Zmodyfikowano: 2015-02-01 08:03

Scenariusz laureat gdyńskich Złotych Lwów napisał wraz z żoną, Magdaleną Lankosz. W rozmowie z Radiem Wrocław Borys Lankosz przyznał, że adaptację osadzonej w Wałbrzychu powieści chciałby realizować właśnie w dolnośląskich plenerach.

Porównał swoje wrażenia z lektury książki, do pracy nad "Ziarnem prawdy". We Wrocławiu Lankosz spotkał się z widzami jednego z premierowych seansów swojego najnowszego filmu, który jest ekranizacją powieści Zygmunta Miłoszewskiego. Do Wałbrzycha Lankosz przyjedzie na zaproszenie Joanny Bator, wspólnie będą oglądać miejsca opisane w książce i szukać plenerów do filmu. Jedną z inspiracji pisarki był Zamek Książ. Bohaterką książki jest reporterka Alicja Tabor, która po latach powraca do rodzinnego Wałbrzycha, aby napisać reportaż o porywanych dzieciach, a także aby zmierzyć się z własną mroczną historią rodzinną.

Wkrótce na naszej stronie cały wywiad z Borysem Lankoszem.

Borysa Lankosza o "Ciemno, prawie noc":

Więckiewicz i Hamkało o pracy nad "Ziarnem prawdy" (POSŁUCHAJ)

"Ziarno prawdy" – to jedna z najbardziej oczekiwanych polskich premier 2015 roku. Film Borysa Lankosza, twórcy nagrodzonego Złotymi Lwami w Gdyni "Rewersu” powstał według powieści Zygmunta Miłoszewskiego – tegorocznego laureata Paszportu Polityki.

Lankosz i Miłoszewski wspólnie dokonali adaptacji. W roli Teodora Szackiego obsadzono Roberta Więckiewicza. Aktor opowiedział nam o tym, jak budował postać Teodora Szackiego – prokuratura, który jest głównym bohaterem powieściowego cyklu Miłoszewskiego.

W "Ziarnie prawdy" Szacki prowadzi śledztwo w Sandomierzu, po brutalnym morderstwie na miejscowej działaczce społecznej. O sprawie szybko staje się głośno, głównie z powodu skojarzeń z mordami rytualnymi i antysemickim malowidłem z miejscowej katedry (...) WIĘCEJ

Recenzje Iana Pelczara: Ziarno prawdy *****

Jeśli nie czytaliście „Ziarna prawdy”, nie nadrabiajcie zaległości przed premierą ekranizacji. Błogosławiona ta niewiedza!

Parafraza jednej z wielu ripost Teodora Szackiego, zamieszczona na początku recenzji, jest na miejscu z kilku powodów. Po pierwsze, odnosi się do jednego z największych bogactw filmu – ripost błyskotliwych, dobrze i mądrze napisanych, a potem bezbłędnie, z humorem i dystansem, z chamstwem, ale i z inteligencją, zagranych (Robert Więckiewicz sam sobie wysoko zawiesił poprzeczkę w poprzednich latach i poziom trzyma). Po drugie, wyobrażając sobie widownię filmowej adaptacji powieści Zygmunta Miłoszewskiego, można było obrazować sobie różne linie podziału, ale już po wyjściu z sali kinowej najbardziej prawdopodobna wydaje się ta najprostsza (tak przynajmniej było po premierze prasowej): zachwyceni wychodzą z seansu kinomani, którzy książki nie czytali, zawiedzeni są czytelnicy, znający literacki pierwowzór. Nie chodzi tym razem o zmiany względem oryginału. Niektóre wątki wykreślono, część postaci zniknęła, inne zmieniły swój charakter i rolę – powtarzam po tych, którzy czytali, dodając jednocześnie, że zyskała na tym między innymi wrocławska aktorka Aleksandra Hamkało, której Klara nabrała znaczenia i wyrazistości. Fabuła pozostała w dużym stopniu nietknięta. Prokurator prowadzi śledztwo po brutalnym mordzie na sandomierskiej społecznicy. Od początku pojawiają się skojarzenia z mordem rytualnym, co każe zwrócić uwagę na antysemickie malowidło z miejscowej katedry. Podobno Szacki filmowy idzie dokładnie tropami Szackiego z książki. I to też może być przyczyną niezadowolenia. Spodziewałem się wielu pozytywnych opinii po filmie, ale natknąłem się głównie na jedną: filmowe „Ziarno prawdy” nie trzyma w napięciu, jeśli czytało się książkę.

Ja czułem się w napięciu utrzymany podwójnie. Raz – kryminalną intrygą, dwa – potęgującą odczucia, wchodzącą w bezpośredni dialog z ekranowymi perypetiami, muzyką Abla Korzeniowskiego. Kompozytor światowej sławy stworzył ilustrację w duchu najnowszych dzieł duetu Trent Raznor–Atticus Ross, służących Davidowi Fincherowi przy „The Social Network”, czy „Zagnionej dziewczynie”. Z Hollywood przyjechał też autor zdjęć Łukasz Bielan, wieloletni operator kamery na największych planach filmowych, uczeń Svena Nykvista. Z pomocą takich realizatorów reżyser Borys Lankosz potwierdził, zdobytą debiutanckim „Rewersem”, renomę mistrza kina gatunkowego. „Ziarno prawdy”, podobnie jak osadzona w PRL-u makabreska według scenariusza Andrzeja Barta, z kryminalnej intrygi czyni pretekst do spojrzenia na polskie czyny i zaniechania. Po premierze „Rewersu” pisałem: „chciałbym, żeby Borys Lankosz kręcił kolejne fabuły. Ale nie będę na nie czekał z wypiekami, dopóki jego partnerem-scenarzystą będzie Andrzej Bart. (…) Fabularnie "Rewers" uratował świetny montaż, ucinanie scen, pozwalanie by nie wybrzmiewały zdania”. W „Ziarnie prawdy” reżyserski zmysł Lankosza działa nadal, a współpraca z Miłoszewskim sprawia, że najlepsze są sceny, w których zdania wybrzmiewają. Z części rozmów i przesłuchań czyni to udane widowisko satyryczne. Sposób rozpętania histerii medialnej, nabożne pozdrowienia „wtajemniczonych”, ostra rozprawa patrioty z kościołem – o wielu scenach i tekstach z „Ziarna prawdy” nie powinni zapominać polscy publicyści. Sam film publicystyką nie jest, to widowiskowa sensacja z bogatym tłem, mądrze napisana – to w polskim kinie wciąż jest nowością, ale powoli powinno stawać się standardem.

Duety Więckiewicza z Andrzejem Zielińskim , Krzysztofem Pieczyńskim i Zoharem Straussem naznaczone są ciętą społeczną krytyką, a Jackowi Poniedziałkowi sprezentowano epizod–perłę. Przychodzi mu w udziale uznanie słowa „żółć” za najbardziej polskie, z niezwykle trafnym uzasadnieniem. Już dla tej jednej sceny „Ziarno prawdy” jest seansem obowiązkowym. Poza głównym śledztwem widz ma też sporo do wyłapania. Głos byłej żony Szackiego, który brzmi w słuchawce telefonu, to znakomite rozprawienie się z adaptacją „Uwikłania”, poprzedniego kryminału Miłoszewskiego z tym samym prokuratorem. Nazwisko na fartuchu patologa, który przeprowadza sekcję zwłok, dygresje dotyczące wypieków i dostojność, niezwykła wręcz waga, pomytej podłogi – twórcy „Ziarna prawdy” pokazują jak łatwo spuścić powietrze z nadmuchanego czasami do granic możliwości polskiego balonu.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.