Radio Wrocław Kultura: Poczęstuj się cygarem (WIDEO)

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2015-02-02 08:31 | Zmodyfikowano: 2015-02-02 08:35

Słuchaj Radia Wrocław Kultura (link do streamu jest dostępny TUTAJ,
stronę Radia Wrocław Kultura TUTAJ

W tym roku mija 40 lat od wydania albumu „Wish You Were Here". Płyta ta zyskała opinię jednego z najważniejszych wydawnictw w historii muzyki rockowej, a tytułowy utwór należy do najczęściej odtwarzanych na radiowych antenach zaraz po „Another Brick in the Wall Part II". Na płycie znajduje się również piosenka, która do dziś zadziwia i zastanawia. Przede wszystkim tym, że jedyny raz w historii zespołu, tekst został zaśpiewany przez muzyka nie będącego członkiem Pink Floyd. Jak to możliwe?

NIE GRYŹ RĘKI, KTÓRA CIĘ KARMI
W maju 1975 r., zespół wrócił do studia Abbey Road, by zarejestrować utwór „Have a Cigar". Ścieżki poszczególnych instrumentów zostały szybko nagrane, problem natomiast pojawił się z partią wokalną. Tekst napisany przez Rogera Watersa, jednoznacznie atakujący przemysł muzyczny doby lat 70-tych, okazał się być ponad siły dla dwóch etatowych wokalistów grupy, samego autora kompozycji jak i gitarzysty, Davida Gilmoura. Ale czy aby na pewno?

Muzykom zarzucano, że chcieli bardzo mocno potrząsnąć "gałęzią przemysłu", na której od lat siedzieli, ale niekoniecznie ją odcinać. Przynajmniej nie własnym sumptem. W każdym razie, wersja oficjalna jest taka, że w tym szczególnym przypadku Waters był krytycznie nastawiony do swoich możliwości wokalnych, zaś Gilmour z biegiem czasu coraz mniej identyfikował się z tekstem basisty, który ukazywał chciwość, hipokryzję i głupotę przemysłu muzycznego. Tekst Watersa nawiązywał m.in. do zdarzenia, kiedy to zespół został zapytany przez jednego z pracowników wytwórni EMI o to, który z muzyków ma na imię Pink ("By the way, which one's Pink?"). Nietrudno się domyślić, jaka była ich reakcja. Śpiewać próbował Waters, śpiewać próbował i Gilmour, wystąpili nawet w duecie.

Ale niezadowoleni z rezultatów (?), postanowili spróbować innego sposobu...

CZAPKI Z GŁÓW PRZED HARPEREM
Tymczasem w Abbey Road, angielski muzyk Roy Harper, w towarzystwie Billa Bruforda, Johna Paula Jonesa i Davida Gilmoura nagrywał swój album „HQ". Dowiedziawszy się od gitarzysty Pink Floyd o problemie z wokalizą w utworze „Have a Cigar", zaproponować miał swoje usługi.

Harper znał muzyków Pink Floyd od czasu festiwalu w Hyde Parku, czyli od czerwca 1968 r. Peter Jenner, menadżer Pink Floyd, utrzymywał że Harper to fantastyczny twórca piosenek ale i zarazem człowiek nieco szalony. Rzeczywiście, w swojej burzliwej biografii artysta ten ma na rozkładzie pobyt w szpitalu psychiatrycznym, kiedy to w wieku 15 lat uciekł z domu macochy, ponoć nieco zbyt gorliwej członkini organizacji Świadków Jehowy.

Opinia świetnego tekściarza, twórcy poruszających piosenek a przy tym dziwaka i samotnika, sprawiły, że o Harperze zaczęto mówić w muzycznym Londynie. Reputacja w pełni niezależnego artysty zrobiła swoje. Podpisał kontrakt płytowy z wytwórnią Harvest Records, oddziałem EMI odpowiedzialnym za muzykę progresywną. Poza tym, na festiwalu w Bath w 1970 r. poznał muzyka, który stać się miał jego przyjacielem i wieloletnim współpracownikiem. Jak sam opowiadał w wywiadzie dla Guardiana w 2010 r.,

„(...) podczas festiwalu, za kulisami podszedł do mnie facet w za krótkich spodniach i powiedział, że słyszał mój debiutancki album „Sophisticated Beggar". Poprosił mnie też o zagranie krótkiego instrumentalnego kawałka z tego albumu, zatytułowanego „Blackpool". Po wszystkim podziękował i zniknął (...)"

Kiedy kilkanaście minut później Harper zobaczył na scenie główną gwiazdę festiwalu, Led Zeppelin, poznał tego człowieka. Był to Jimmy Page.

KARNET NA MECZE KRYKIETA
Muzycy Pink Floyd mieli wyjątkowego nosa. Harper był idealnym kandydatem na oskarżyciela bezdusznego i zachłannego przemysłu muzycznego. Zwłaszcza, że od 1971 r. wyrażał zdegustowanie polityką EMI, która nie przyłożyła ręki do promocji nagranej z Page'em płyty „Stormcock" i pozwoliła, aby jego największe dzieło przepadło bez echa.

Z kolei Pink Floyd, w szczególności zaś Roger Waters, zawsze potrafił zadbać o swój interes. Po sesji nagraniowej to właśnie Waters miał powiedzieć, że zespół musi dopilnować, aby Roy Harper dostał pieniądze za swój wkład w kompozycję „Have a Cigar". Harper miał zażartować, że wystarczy mu w zupełności dożywotni karnet na mecze krykieta w londyńskim Lord's Cricket Ground, ale wraz z upływem czasu kompletnie nic z tego nie wynikało. Jakieś dziesięć lat później napisał list do byłego już wokalisty Pink Floyd, uznając, że wobec sukcesu płyty „Wish You Were Here" zapłata w wysokości dziesięciu tysięcy funtów byłaby stosowna. Odpowiedzi jednak nie otrzymał. Płyta do dnia dzisiejszego na całym świecie sprzedała się w ponad 13 milionach egzemplarzy. A kontrowersyjna piosenka została wybrana na pierwszy singiel z tego wydawnictwa.

Na pocieszenie, po latach odkryto na nowo Roya Harpera. Do fascynacji jego muzyką bez ogródek przyznają się Johny Marr, Elizabeth Fraser, Kate Bush, Bonnie "Prince" Billy, Fleet Foxes oraz Joanna Newsom, która w 2011 r. zaprosiła nawet Harpera na scenę podczas swojego londyńskiego koncertu, aby w całości wykonał muzykę z albumu „Stormcock". I mimo czterech dekad w muzycznym biznesie, artysta ten zdecydowanie jeszcze się nie wypalił.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.