Wielki powrót Lupy do Wrocławia? Reżyser stawia warunek

Piotr Kaszuwara, el | Utworzono: 2017-04-29 19:02 | Zmodyfikowano: 2017-04-29 18:39
Wielki powrót Lupy do Wrocławia? Reżyser stawia warunek -

Warunek reżysera jest jeden: Remigiusz Lenczyk pozostaje pełniącym obowiązki dyrektora. Wtedy jest szansa, że premiera odbędzie się w listopadzie, mówi Lupa: -Jest plan, że od sierpnia zabieramy się ponownie do prób. Trochę więcej czasu potrzeba, bo wiele się zmieniło. W tej chwili trzeba zrobić inny "Proces", niż ten, który robiliśmy. Zmieniło się nie tylko w Teatrze Polskim, zmieniło się także w naszym kraju - ocenia

PRZECZYTAJ: Proces ws. "Procesu"? Dyrektor zarzuca poprzednikowi niegospodarność przy organizacji spektaklu

Lupa zrezygnował z przygotowań do przedstawienia w Teatrze Polskim po tym, jak we wrześniu ubiegłego roku rozgorzał w placówce spór pomiędzy zespołem aktorskim a dyrektorem Cezarym Morawskim. - Jeśli pan Lenczyk powoła dobre kierownictwo artystyczne, to wówczas teatr ma szansę się odradzać. Mówię odradzać, nie odrodzić, bo to jest długi proces - tłumaczy

Krystian Lupa ma już środki na realizację przedstawienia. Półtora miliona złotych mają wyłożyć na spektakl między innymi Nowy Teatr z Warszawy, francuski Odeon i Festiwal d'Automne à Paris.

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY Z REŻYSEREM:

ZOBACZ TAKŻE:


Komentarze (24)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Głos z widowni2017-05-09 17:28:28 z adresu IP: (81.161.xxx.xxx)
Zacytuję artykuł Gazety Wyborczej z dnia 11 lutego 2016 , a więc jeszcze przed wybraniem dyrektora Morawskiego pt.:"Krzysztof Mieszkowski- Teatr Polski to ja" cyt.: "Krzysztof Mieszkowski nie wystartuje w konkursie na dyrektora Teatru Polskiego. - Oczekuję, że władze województwa przedłużą mi kontrakt. Jeżeli nie, będzie ostry sprzeciw załogi". W tym samym artykule pisze się dalej cyt.: "Zdaniem dyrektora staną za nim nie tylko aktorzy. Także reżyser Krystian Lupa, który odwoła premierę "Procesu" w Teatrze Polskim, co będzie ciosem...".
~Zded2017-04-30 18:29:04 z adresu IP: (37.47.xxx.xxx)
Może i jest uznany, ale teraz już raczej się wypalił. Jedzie na wypracowanym nazwisku. Wszystko ma swoje granice. Szantaż nie powinien być górą. Choć wszystko wskazuje że będzie. Nie chodziłem już od lat do tego teatru i wychodzi na to że nie będę. Nie poddam się lobbingowi towarzystwa wzajemnej adoracji LGBT, oraz ich propagandzie. Sorki ale ten typ sztuki to nie dla mnie.
~Stan2017-04-30 11:59:13 z adresu IP: (89.78.xxx.xxx)
Tak to juz jest. Lupa jest rezyserem uznanym na swiecie. Zapraszanym na międztnarodowe festiwale na wszystkich kontynentach. Mozna się na to obrażać, można nawet się z opinią znawców teatru nie zgadzac, ale faktem jest, ze nasz teatr z jego "Wycinka" byl zapraszany do Francji, Kanady, do Budapesztu. Trudno oczekiwać, zeby takie zaproszenia dostal "Chory z urojenia". Jedyne, co Morawski moze nam zapewnic to tournee po domach kultury na Dolnym Śląsku. Występy w Oleśnicy u pana Janusza Marszałka, szefa komisji kultury, czy Tytusa Czartoryskiego... dwoch wybitnych znawcow teatru, którzy uznali, ze zwolnienie Morawskiego zle sluzy kulturze na Dolnym Śląsku. Brawo panowie.. o.. przepraszam... Panowie. Taka subtelna różnica. Mieliśny teatr prawie narodowy, teraz mamy w pełni prowincjonalny i w coraz większej mierze amatorski.
~Publiczność2017-04-30 11:43:44 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
Tak. U Lupy grali najwybitniejsi aktorzy-teraz skomlący o jego powrót. Poczytajcie-Obszerny fragment recenzji/bez hejtu/ Trudno zachwycić się Anną Schreker wykreowaną przez Bożenę Baranowską. Jej bohaterka była zanadto mdła. Zadanie Baranowskiej ograniczyło się do bycia na scenie i wygłoszenia kilku niezrozumiałych kwestii. Można było odnieść wrażenie, że to jej wewnętrzny monolog, który tylko przypadkiem dociera do publiczności. Krzesisława Dubielówna pojawiła się na scenie w roli kucharki Auersbergów. Jej postać była epizodyczna. Wydaje się, że Lupa zaprosił ją tylko dlatego, bo żywi do niej sympatię i darzy ogromnym szacunkiem. Pomysłu na jej kreację raczej nie znalazł. Poza tym, że sprawnie podawała do stołu i odbierała brudne talerze. Joyce (Adam Szczyszczaj) i James (Michał Opaliński) to dwaj początkujący literaci (w powieści - również kandydaci na inżynierów). Można przypuszczać, że Lupa chciał uczynić z nich scenicznych buntowników młodej generacji. Przedstawicieli pokolenia JP II przypominali jedynie sposobem ubierania się, którym manifestowali przeciwko nietolerancji. Bojownikami nie byli ani na scenie, ani w projekcji multimedialnej. Bez przekonania brzmiały wygłaszane przez nich wzniosłe hasła. Bełkot sceniczny i bełkot multimedialny uniemożliwił zapamiętanie choćby jednej wypowiedzianej przez nich kwestii. Być może reżyser chciał poprzez kreacje tych bohaterów pokazać, że młode pokolenie czegoś żąda, do czegoś chce dążyć, ale nie za bardzo wie do czego i jak? Podobne odczucia wywołał malarz Albert Rehmden Andrzeja Szeremety. Minimalne zaufanie wzbudził Marcin Pempuś, wcielający się w postać Johna, kochanka Joany. Tyle że John Bernharda był żywiołowy, John Lupy - flegmatyczny. Już wcześniej wspomniałem, że Bernhard spotyka się z Auersbergerami w dniu śmierci Joany (tak naprawdę - Elfrydy Slukal), o której czytelnik dowiaduje się jedynie z monologu narratora. Lupa postanawia wprowadzić ją do spektakli jako Joanę Thul. Pojawia się ona przede wszystkim w scenach wspomnieniowych (przywołane zostały m. in. spotkania na Sebastianplatz, znajomość z Bernhardem, destrukcja bohaterki). Zamysł reżysera był słuszny, ale Marta Zięba, wcielająca się w jej postać, nie zdołała mnie do tego reżyserskiego konceptu przekonać. Myśli, którymi miała podzielić się z publicznością, wydawały się istotne, ale aktorka chyba nie do końca się z nimi oswoiła. W konsekwencji, trudno byłoby powiedzieć, by mnie swoim aktorstwem oczarowała. Podobnie można ocenić grę Anny Ilczuk, która wystąpiła w roli przyjaciółki Joany i właścicielki sklepu spożywczo-przemysłowego. Kreacje słabe, ale u Lupy! Och jak ich brakuje!!!!!! Cha, Cha cha!!!!
~Paf2017-05-06 18:54:30 z adresu IP: (94.254.xxx.xxx)
Widac publicznosc we Francji nie czytala tej przejmującej recenzji i zachwycala sie tym gniotem! Cóż. Powinnismy tlumaczyc recenzje i kolportowac je w miejsca gdzie ktos moglby naszej sztuki nie zrozumiec i nie daj boze sie zachwycic.
~Mow2017-04-30 11:56:50 z adresu IP: (94.254.xxx.xxx)
Tak zawsze są ludzie, ktôrzy wolą akademie szkolne - tam tak wszystko przejrzyste i nie ma miejsca na własne przemyślenia i uruchomienie wyobraźni. To bolączka polskiej edukacji, gdzie nie uczy się samodzielnego myślenia. No współczuję
~dajcie spokój2017-04-30 09:34:20 z adresu IP: (89.76.xxx.xxx)
nie prowadźcie dialogu z tymi paroma związkowcami i nieudanymi aktorami, którzy popierają morawskiego. nie ma sensu, niech sobie wylewają swoje frustracje. to parę smutnych osób, zostawcie ich w ich rzeczywistości.
~Chodzą słuchy2017-04-30 00:49:48 z adresu IP: (83.30.xxx.xxx)
Zanim wybitny reżyser wystawi PROCES we Wrocławiu, na deskach Teatru Polskiego gościnnie będzie grana KLĄTWA. Oczyma wyobraźni widzę, jak zarząd województwa oklaskuje ją w pierwszym rzędzie na stojąco.
~Publiczność2017-04-30 00:02:08 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
To niech jeszcze znajdzie z 4-5 milionów na teatr, bo p. Gliński nie dołoży jak p.Lupa wróci
~Anna2017-04-29 23:35:29 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
Skończył się LUPIZM we Wrocławiu!- Powszechny czeka!!-Tam jest miejsce dla pana
~Adam2017-04-29 23:33:45 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
Pan Lupa chciałby wrócić do Polskiego bo to jego złoty czas- świetna kasa i wybitne zarobki, hotele i pełen luksus-Niech pan szuka naiwnych gdzie indziej!!
~Bloger-2017-04-29 23:31:36 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
Proszę poczytać sobie recenzje o spektaklu ,,Bar pod zdechłym psem''-Można je znaleźć w internecie.Proszę zobaczyć jak na ten spektakl zareagowali recenzenci w Warszawie-Odnalazłem 6 znakomitych recenzji. Więc panie lub pani REDS- proszę nie pisać głupot. A najlepiej zobaczyć ten spektakl!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
~Widz Teatru Polskiego2017-04-29 23:27:11 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
Panie Lupa- Niech pan robi PROCES w Chinach!!!
~Mam takie prawo2017-04-29 22:24:24 z adresu IP: (83.30.xxx.xxx)
A ja nie życzę sobie, aby za publiczne pieniądze Pan Lupa reżyserował we Wrocławiu PROCES. Pójdę protestować do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego. Będę protestować tak długo, aż marszałek Przybylski pogoni Pana Lupę. Buntownicy dali dobry przykład, mnie też się uda.
~Anna2017-04-29 23:12:49 z adresu IP: (94.173.xxx.xxx)
Ale to przecież nie są publiczne pieniądze,nie dostał ich z ministerstwa ani innego urzędu. Ja rozumiem że trochę żółci należy wylac do sieci, ale czytanie ze zrozumieniem czasami się przydaje
~Rozsądek2017-04-29 21:58:37 z adresu IP: (5.39.xxx.xxx)
Wrocław bogaty, kasę ma, kasę na Lupę da! Będzie wrzało, będzie hulało,będzie zachcianki swoje spełniało.
~Wins2017-04-30 11:23:27 z adresu IP: (94.223.xxx.xxx)
Nie ma to jak madrosci ludowe ktos wierszem zapisze.
~reds2017-04-29 21:26:35 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
Ale Lupa postawił bardzo rozsądny warunek- nie będzie pracował z człowiekiem, który niszczy dorobek poprzedników i serwuje widzom coś takiego jak " Bar pod zdechłym psem" , czy " Mirandolinę".
~Widz2017-04-29 23:52:12 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
BAR POD ZDECHŁYM PSEM Teatr Kamienica - Piwnica Warsza 7 stycznia 2014 – PREMIERA Teatr Kamienica po raz kolejny udowodnił, że nie boi się wyzwań, a poprzeczkę artystyczną zawiesza bardzo wysoko. Wtorkowa premiera spektaklu pt. „Bar Pod Zdechłym Psem”, była ważnym wydarzeniem co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze: spektakl oparty jest na poezji Władysława Broniewskiego, a czegoś takiego nie było w Warszawie i chyba w Polsce już od bardzo dawna; a po drugie: realizacja przedstawienia jest swoistym wypełnieniem testamentu Krzysztofa Kolbergera, którego trzecia rocznica śmierci przypada 7 stycznia. Dlatego uroczysta premiera odbyła się właśnie tego dnia. Wystawienie tego spektaklu, w tym teatrze, było marzeniem artysty, a zrealizowanie go uniemożliwiła jego śmierć. Spektakl jest monodramem Dariusza Berskiego, obok którego na scenie pojawiają się tylko muzycy: Konrad Kubicki (kontrabas) i Stefan Gąsieniec (fortepian). Całość wyreżyserował Emilian Kamiński, który realizując pomysł Krzysztofa Kolbergera, oddał hołd swojemu przyjacielowi. Broniewski wielkim poetą był i jakby mało było tragedii w jego życiu osobistym, to jeszcze jego losy tak się potoczyły, że przez dziesiątki lat utożsamiany był z systemem słusznie minionym, a kolejne pokolenia widziały w nim tylko partyjnego, nudnego rymokletę. Paradoks polega na tym, że przez całe życie Broniewski był piłsudczykiem i do końca swoich dni zawsze stawał w obronie honoru marszałka, a już przed II wojną, pisał cudowne wiersze, zaś po tragicznej śmierci swojej córki, jego twórczość można porównywać z poezją Kochanowskiego powstałą w podobnych okolicznościach. Zmierzyć się z twórczością Broniewskiego, to wielce ryzykowne wyzwanie! Całe szczęście, że Emilian Kamiński znalazł klucz do tej poezji, jednak nie byłoby sukcesu, gdyby w osobie Dariusza Byrskiego, nie odkrył odpowiedniego interpretatora tych wierszy. Wybór tekstów, dokonany jeszcze przez Krzysztofa Kolbergera, ukierunkowany jest na ukazanie ich piękna ale i tragizmu jaki przez całe dorosłe życie był udziałem Broniewskiego. Naprawdę warto wybrać się na Scenę Warsza, wyciszyć, zostawić swoje troski przed teatrem i zagłębić w cudowne liryki jakie stworzył ten wydawałoby się gruboskórny, zmagający się z nałogami, „partyjny” facet. Może wtedy okaże się, że nasze problemy nie są aż tak tragiczne jak nam się wydaje. Dla widzów znających losy Broniewskiego (te prawdziwe, a nie te encyklopedyczne, wyuczone w szkole), ten spektakl to uczta! Dla innych, tych młodszych lub tych mniej dociekliwych, to znakomity punkt startu do poznania PRAWDZIWEGO Broniewskiego, który przez okrutne igraszki losu pozbawiony jest należnego mu miejsca w panteonie polskich poetów. Tekst Broniewskiego, to uczta dla koneserów, jednak ten wieczór był urokliwy z innego powodu. Cały przepojony był „obecnością” Krzysztofa Kolbergera! Dla premierowej publiczności Emilian Kamiński przygotował wspaniałą niespodziankę. Po spektaklu wyświetlony został film Zofii Czernickiej z cyklu Mój Dekalog [ostatni telewizyjny występ Krzysztofa Kolbergera], a po jego zakończeniu, kto chciał mógł zostać na „wieczorze wspomnień”. I to właśnie; czyli film i wspomnienia przyjaciół wywarły największe wrażenie na uczestnikach. Okazuje się, że w archiwach TVP jest przechowywany ale NIE UDOSTĘPNIANY cały cykl Mojego Dekalogu, czyli rozmów Zofii Czernickiej z różnymi osobami, a w każdym odcinku Krzysztof Kolberger czyta wiersze ks. Twardowskiego! I co? I nic! TVP z uporem maniaka realizuje swoją misję blokowania dostępu do perełek kultury polskiej! Może należałoby sądownie nakazać decydentom TVP obejrzenie zarejestrowanej w ramach tego cyklu rozmowy z Kolbergerem i wysłuchanie – ZE ZROZUMIENIEM!!! - jego modlitwy! „Bar Pod Zdechłym Psem” poetycki spektakl oparty na twórczości Władysława Broniewskiego. Reżyseria: Emilian Kamiński Występują: Dariusz Bereski, oraz Muzycy: Konrad Kubicki (kontrabas), Stefan Gąsieniec (fortepian) Muzyka: Włodzimierz Nahorny Aranżacje muzyczne: Stefan Gąsieniec W spektaklu wykorzystano wiersze i fragmenty pamiętników Władysława Broniewskiego oraz wiersze Dariusza Bereskiego.
~Widz2017-04-29 23:48:54 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
Wczoraj (we wtorek, 4.10) monodram “Bar pod zdechłym psem” wg scenariusza Krzysztofa Kolbergera w reż. Emiliana Kamińskiego, firmowany przez Kujawsko–Pomorski Impresaryjny Teatr Muzyczny z Torunia, w wykonaniu Dariusza Bereskiego, zakończył 46. Jeleniogórskie Spotkania Teatralne. Jeleniogórskie Spotkania Teatralne 2016 dobiegły końca. Szóstego dnia festiwalu zaprezentowany został monodram poetycki “Bar pod zdechłym psem”. Na scenariusz Krzysztofa Kolbergera złożyły się utwory literackie Władysława Broniewskiego. Na scenie wystąpił Dariusz Bereski, który w latach 1987-97 był związany z jeleniogórskim Teatrem im. Norwida. Z tego okresu pochodzą jego role, m.in. Tezeusza, księcia Aten w szekspirowskim “Śnie nocy letniej” w reż. Waldemara Zawodzińskiego, kapitana Lebiadkina w “Biesach” Dostojewskiego w reż. Krzysztofa Rogoża, Ajenta XI w “Gmachu” Stanisława Lema w reż. Jerzego Zonia, Edka w “Tangu” Mrożka w reż. Zygmunta Bielawskiego czy Fletrycego Dymonta w “Gyubalu Wahazarze” Witkacego w reż. Jacka Bunscha, a także “Promehidion” wg Norwida w reż. Aliny Obidniak. Bereski ostatni raz na jeleniogórskiej scenie zagrał Błażeja w komedii Aleksandra Fredry “Gwałtu, co się dzieje!” w reż. Andrzeja Bubienia. Życie Władysław Broniewskiego, na które dzisiaj można spojrzeć i ocenić ze sporym dystansem jest fascynujące, ale jednocześnie tragiczne. Wielu twórców zaintrygowanych jego postacią stara się wskrzesić ją na nowo, a nawet dokonać rozrachunku poety ze światem współczesnym. Jednak “Bar pod zdechłym psem” nie jest biografią Broniewskiego, lecz opowieścią inspirowaną jego życiem. Dariusz Bereski gra postać wrażliwego i subtelnego artysty, poety, wybitnego twórcy. Walczy on z własnymi słabościami, a przede wszystkim z alkoholizmem. Opowiada o niemocy twórczej, miłości do żony i córki, rozpaczy po ich utracie, a także o demonach, które popychają go do popełnienia samobójstwa, doprowadzają do gniewu, smutku i szaleństwa. W przepełnione dojmującą samotnością i cierpieniem strofy wierszy, przeplatane kronikarskimi niemal zapiskami odnotowującymi tamtejszą, gorzką codzienność, Dariusz Bereski wplótł też dwa wiersze swojego autorstwa oraz fragmenty “Pamiętników Broniewskiego 1918-1922”. Dodatkowym efektem, podkreślającym dziejące się na scenie wydarzenia jest doskonale dobra i przygotowana oprawa muzyczna - liryczne piosenki z muzyką Włodzimierza Nahornego w aranżacji Michała Hajduczenii. Aktorowi towarzyszyli muzycy: Michał Hajduczenia na kontrabasie i Robert Matusiak przy fortepianie. Dysharmonii nie było w tym żadnej, ani przez moment i nie było w tym żadnego efekciarstwa. Było prawdziwie i było naturalnie. Osobowość aktorska wykonawcy i jego kojący głos harmonijnie dopełniły udanej całości. Wydarzenia dziejące się na scenie tworzą ramy opisujące bohatera w każdym jego przekonaniu, myśleniu, zdaniu. Jest to obraz wielostronny, który stara się pozostawić odbiorcom spektaklu duże pole interpretacji. Bo wypowiadane ze sceny kwestie nie zamykają Broniewskiego w wierszach i wspomnieniach swoich. Tylko otwierają możliwość widzom na jego wielowarstwowe odczytanie.
~Widz2017-04-29 23:45:07 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
/"Bar pod zdechłym psem", zdjęcia z próby spektaklu. fot. T. Polski/ W Teatrze Polskim we Wrocławiu zaprezentowano monodram na podst. tekstów Władysława Broniewskiego: ”Bar pod zdechłym psem”. To przemyślany i bogaty przekaz artystyczny, opowiadający o dramacie człowieka i poety. Po swoistej ”zapaści” Teatr Polski we Wrocławiu zaprezentował dwa premierowe spektakle – oba interesujące. Pierwsza premiera odbyła się 3 marca i był nią spektakl na podstawie tekstów Władysława Broniewskiego: ”Bar pod zdechłym psem”. Brawurowo zagrany monodram Dariusza Bereskiego, który jest jednocześnie autorem scenariusza spektaklu, okazał się bardzo interesującą wypowiedzią artystyczną. Nie jest to co prawda przedstawienie w pełnym tego słowa premierowe, Bereski bowiem zaprezentował swój monodram kilka lat temu (dokładnie w 2013 roku) w Teatrze Kamienica w reż. Emiliana Kamińskiego. Jednakże informacja o opiece reżyserskiej Cezarego Morawskiego wskazuje, że mamy do czynienia z nową odsłoną tego monodramu. Blues poety Bohaterem jest po trosze sam Broniewski (wykorzystano nie tylko jego wiersze, ale również fragmenty ”Pamiętnika”), poeta, alkoholik i człowiek rozdarty. To nie jest Broniewski, jakiego znamy ze szkoły – jako autora patetycznych wierszy w rodzaju ”Bagnet na broń”. Tamten Broniewski, z ”akademii ku czci” to raczej zakłamany wizerunek poety, który lansowały władze komunistyczne. Ten pełny, prawdziwy ciągle jest jeszcze do odkrycia. Dziś okazuje się, m.in. dzięki takim monodramom, jak ”Bar pod zdechłym psem”, że to twórca ogromnie interesujący – taki Pilch w poezji. W spektaklu to przede wszystkim poeta ”prywatny”, człowiek z chorobą alkoholową, pijący na całego, na umór, na ostro, miotający się i gotów, jak Faust, oddać duszę diabłu, byle wlał mu on do żył radość miast alkoholu… Ale duszy poety nie chce nawet diabeł… Więcej nawet, bo Broniewski to także tragiczna biografia, również nie w pełni znana. Aluzje do niejasnej śmierci ukochanej córki Anki, zamknięcie w psychuszce po pogrzebie – wszystko to znajdziemy w monodramie Dariusza Bereskiego, który znakomicie uchwycił coś, co można by określić jako stan ducha bohatera, który z człowieka niezwykle witalnego wstępuje na drogę samozniszczenia: ciągłe zagłuszanie smutku ”madame wyborową”, depresja i bezsenność, a w spektaklu również alkoholowe próby samobójcze. Opowieść o życiu poety jest jak ”wściekłość i wrzask”, ale ma także swoje liryczne momenty. Broniewski – co doskonale słychać we frazach jego wierszy – jest poetą postromantycznym, dla którego twórczość rodzi się z miłości i cierpienia. Pozostaje jednak poczucie klęski – przekonanie, że głupio roztrwoniło się życie i zasłużyło na ostateczny upadek. Jedyne, co mnie nie przekonało w tej sztuce, to jej ostatnia część, która – ku zaskoczeniu widza wprowadzonego w wisielczy nastrój bohatera – kończy się jakimś niezrozumiałym happy andem. Dojrzały artystycznie przekaz Dariusz Bereski znakomicie ”oswoił” poezję Broniewskiego, wydobywając z niej wszystkie niuanse i w każdym momencie spektaklu jego monolog zawierał w sobie artystyczną prawdę o człowieku. Być może to dlatego, że aktor sam jest poetą – opublikował cztery tomy wierszy i jest członkiem Związku Literatów Polskich oraz Mistrzem Mowy Polskiej Vox Populi 2012. Ale to nie wszystko. Monodram ”Bar pod zdechłym psem” jest także znakomity aktorsko: Dariusz Bereski śpiewa z towarzyszeniem grających na żywo muzyków, tańczy (także z siedzącymi na widowni paniami), a jego grę wspomaga światło, tworząc przemyślany i bogaty przekaz artystyczny. Niewielka ilość rekwizytów (głównie płaszcz i pochowane tu i tam ”piersiówki”) oraz skromne dekoracje (ławka w parku pokrytym liśćmi) zostały w przemyślany sposób ”ograne” na różne sposoby. Dodajmy też, że muzykę do tego spektaklu napisał sam Włodzimierz Nahorny. ”Bar pod zdechłym psem” to bardzo dobry i godny polecenia spektakl. Premiera monodramu Dariusza Bereskiego ”Bar pod zdechłym psem” pod opieką reżyserską Cezarego Morawskiego odbyła się 11 marca 2017 roku na Scenie na Świebodzkim.
~Widz2017-04-29 23:40:35 z adresu IP: (93.94.xxx.xxx)
Żyć by cierpieć i żyć by kochać – recenzja spektaklu „Bar Pod Zdechłym Psem” Teatru Kamienica 09 czwartek Sty 2014 Posted by Katarzyna Binkiewicz in Kultura, Teatr ≈ 3 komentarzy Plakat_bar_korekta-210x307„Bar Pod Zdechłym Psem” to spektakl bardzo szczególny. Jest niejako wypełnieniem testamentu nieżyjącego już Krzysztofa Kolbergera, który pragnął to przedstawienie na deskach Teatru Kamienica zrealizować. Niestety, nie zdążył. Emilian Kamiński, który przyjaźnił się z tym wielkim artystą, podjął to wyzwanie i wraz z Dariuszem Bereskim zapraszają w liryczny świat emocji, który wspólnie kreują w Piwnicy Warsza. Słowo „spektakl” nie oddaje w pełni charakteru tego widowiska. To bardzo intymne słuchowisko, wieczorek poetycki, teatralne katharsis, w którym każdy może wziąć udział. „Bard Pod Zdechłym Psem” bazuje na poezji Władysława Broniewskiego, a także autorskich wierszach głównego bohatera spektaklu – Dariusza Bereskiego. Misternie ułożona konstrukcja, dopełniona finezyjnymi dźwiękami jest jak oczyszczający eliksir. To spotkanie z trudnymi emocjami – lękiem, odrzuceniem, samotnością, a także z nałogiem i związanym z nim cierpieniem. Kołysane melodią wiersze stają się piękną i bolesną zarazem historią. Szalenie prywatną i dojrzałą. Nie wiem czy ktokolwiek inny mógłby wykreować tak subtelny świat. Bereski jest absolutnie bezbłędny. Stworzył coś niesamowicie szlachetnego, coś, co wymyka się słowom i racjonalnemu pojmowaniu. To magia istnienia. Każdy jego gest jest do imentu prawdziwy. Każde słowo ma swoje miejsce i czas, każdy dźwięk ma swój emocjonalny ładunek. Dariusz Bereski zdumiewająco testuje rzeczywistość, każdą emocję. Tworzy bardzo intymną więź z widzem, każdym z osobna. Jego kreacja zasłużyła na najwyższe honory. Liryczna doskonałość. W Kamienicy czuje się ducha Krzysztofa Kolbergera. Myślę, że to największy sukces reżysera – Emiliana Kamińskiego i wszystkich twórców. Nie można oprzeć się wrażeniu, że ten godzinny spektakl wychodzi poza granicę świata rzeczywistego. Każdy zmysł chłonie ten wykreowany świat, chcąc więcej i więcej. „Bar Pod Zdechłym Psem” to jednak niewątpliwie trudny w odbiorze spektakl i nie każdemu będzie łatwo się z nim zmierzyć. To coś bardzo osobliwego, intymna rozmowa, rachunek sumienia. I wszystko to słowami poezji ubranej w dźwięki. Obraz pełen goryczy, ale także przeszywającej nadziei i wiary. Wiary w życie, w miłość, w człowieka. „Rozmyślam coraz częściej od pewnego wieczoru, że chyba moje szczęście jest zielonego koloru. Więc niech ta zieleń we mnie rośnie i niech mnie zewsząd otoczy drapieżnie, zachłannie, miłośnie- zieleń, jak twoje oczy.” Władysław Broniewski
~Zded2017-04-29 21:12:16 z adresu IP: (37.47.xxx.xxx)
Szntażyści a po co komu ten proces. Czy muszę oglądać sztukę o PIS? Mało tego w wiadomościach? Będzie kasa jak znienią na nowego dyrektora. Niesamowity tupet . Panie Marszałku proszę się szybko zgodzić, bo jeszcze się rozmyśli reżyser. Albo sponsor. Niech zrobią tę sztukę w teatrze powszechnym.