Spłonął zabytkowy, polski kościół na Syberii. Wrocławianka chce go odbudować

Piotr Kaszuwara, GN | Utworzono: 2017-12-25 11:07 | Zmodyfikowano: 2017-12-25 11:07
Spłonął zabytkowy, polski kościół na Syberii. Wrocławianka chce go odbudować - fot. Agnieszka Kaniewska
fot. Agnieszka Kaniewska

Zbudowali go pierwsi polscy osadnicy na Syberii, przetrwał czasy sowieckie, II wojnę światową i komunizm. W kwietniu 2017 doszczętnie strawił go pożar. Mowa o polskim, zabytkowym kościele św. Antoniego Padewskiego w syberyjskim Białymstoku. Wybudowany na początku XX wieku, spłonął z nieznanych dotąd przyczyn.

Agnieszka Kaniewska, wrocławianka, która mieszka na Syberii, przewodniczy zbiórce pieniędzy na odbudowę zabytku:

- Zginął stały element i część historii. Była to więź z przeszłością, więź z dziadkami. Niektóre z kobiet mówiły o swoich pradziadach, którzy budowali ten kościół - tłumaczy Kaniewska

Kaniewska dodaje, że kościół był ważny dla mieszkańców, bo przypominał o polskich korzeniach

- Było bardzo dużo łez, bardzo dużo płaczu. Kościół miał wielkie znaczenie dla starszego pokolenia, część z nich modliła się tutaj po polsku - mówi Agnieszka Kaniewska.

Posłuchaj rozmowy: 

Piotr Kaszuwara, Radio Wrocław: Jak trafiłaś na Syberię? Z własnej woli? Bo to dość nietypowe miejsce do życia.

Agnieszka Kaniewska, politolog, rosjoznawca: Trzy lata temu na Syberię trafiłam w ramach pracy nad doktoratem. Prowadzę badania na temat Polaków deportowanych do Rosji w latach 40. XX wieku. Skupiam się szczególnie nad jednym regionem – nad Krajem Ałtajskim. Jeśli popatrzymy na mapę, to ten teren znajduje się mniej więcej na środku Syberii, między Kazachstanem a Mongolią.

Ilu trafiło tam Polaków?

W latach 40-stych, o których mówimy, było to około 25 tysięcy osób – tak podaje Aleksander Gurjanow, rosyjski badacz zajmujący się tematem represji na polskich obywatelach. Wśród deportowanych do Kraju Ałtajskiego byli między innymi Wojciech Jaruzelski wraz z rodziną, a także reżyser Jerzy Hoffman z najbliższymi.

Wciąż można spotkać tam Polaków lub ich potomków?

W Kraju Ałtajskim żyje kilkaset rodzin polskiego pochodzenia. Zrzeszają się w stowarzyszeniach, uczą polskiego, kilka osób studiuje w Polsce. W większości miejscowa Polonia, to potomkowie zesłańców po Powstaniu Styczniowym, czyli 1863 rok, ale są także praprawnukowie zesłańców z początku XX wieku.

25 tysięcy osób zesłanych w te okolice niemal w połowie wieku to w takim razie dużo? Pytam, bo właśnie w latach 40-stych między innymi z Wileńszczyzny na Syberię wywożono setki tysięcy ludzi. Wielu z nich to byli członkowie tamtejszej Armii Krajowej.

Setki tysięcy - tutaj mówimy o całej Rosji. Jeśli spojrzymy natomiast na tylko ten jeden region, to Ałtajski Kraj znajdował się w czołówce pod względem ludności deportowanej w 1940 i 1941 roku.

Jak byli tam transportowani? W jakie warunki ich wysyłano?

Według dokumentów NKWD, a także w oparciu o wspomnienia Sybiraków, osoby deportowane jechały pociągami do kilku docelowych stacji. Główna stacja to był Barnauł, stolica Kraju Ałtajskiego. Ostatnia stacja na nitce kolei to był Bijsk. Z tych dwóch miast byli transportowani najczęściej ciężarówkami do konkretnych punktów, w których potem pracowali albo przewożono ich saniami, jeśli to była zima. Zdarzało się też, że płynęli barkami po rzece Ob. Opowieści zesłańców są różne. Czasem trafiali do już gotowych, zbudowanych, drewnianych baraków albo początkowo musieli mieszkać w ziemiankach i dopiero sami budowali baraki czy domki.

Czyli, oczywiście w cudzysłowie, warunki nie były najgorsze, bo np. Ci, którzy z Wilna trafiali na północ Rosji, nie mieli nawet lasu, a tym samym drewna, żeby domy wybudować. Mimo to niemal od samego początku musieli ciężko pracować w kopalniach.

Akurat Kraj Ałtajski jest bogaty w lasy, więc ludzie trafiali tu głównie właśnie do ich wyrębu. Okolicę rzeczywiście można nazwać dosyć przyjazną. Zimy nie są tutaj aż takie mroźne, bo nawet jeśli temperatura spada do -50 stopni, to odczuwalność chłodu jest zupełnie inna niż na północy. Latem z kolei kreski na termometrach skaczą nawet do +40 stopni. Wiosna jest przepiękna. Kiedy tylko zaczyna wychodzić słońce, wszystko tutaj zaczyna rosnąć, kwitnąć, po prostu wybucha. Można więc żywić się np. tym, co przynosi las. Wiele osób, z którymi rozmawiałam, opowiadało mi, że przetrwali dzięki temu, że mieli możliwość zbierania leśnych jagód, czy grzybów. Nauczyli się tego od miejscowych, którzy im pomagali. Bo na Syberii nie zmieniła się jedna rzecz. I wtedy, i teraz głównym hasłem jest hasło przetrwania. Ludzie więc muszą się tutaj trzymać razem.

Kraj Ałtajski to nie wszystko. Teraz jesteś w Tomsku i także zajmujesz się tematem Polaków.

W Tomsku mieszam od 3 lat, to moja baza wypadowa dla badań. Ale też miejsce gdzie mogę, już nie tylko pod kątem naukowym, spojrzeć na polską społeczność i jej historię. Polacy w Tomsku odgrywali bardzo ważną rolę. Wielu z nich, choć zostali zesłani na Syberię, wpisało się w dzieje miasta i regionu, jako ważne osobistości: wykładowcy, lekarze, architekci, kupcy, przedsiębiorcy. Obwód tomski, to ciekawa mieszanka polskiej historii: zesłania, dobrowolne przesiedlenia, intratny biznes, badania naukowe.

Jedną z miejscowości, którą można nazwać niewielkim zwierciadłem historii w środku Syberii, jest Białystok – polska wioska. Tam Polacy z guberni grodzieńskiej i wileńskiej zaczęli przybywać pod koniec XIX wieku i to dobrowolnie. Co nimi kierowało?

Pod koniec XIX w., na początku XX w. w Rosji rozpoczęła się reforma rolna, agrarna. Władza usilnie poszukiwała ludzi, którzy zasiedliliby teren Syberii, osadników. Ponieważ była i jest to potężna przestrzeń, to było tam bardzo dużo ziemi wymagającej uprawy. Białystok, w obwodzie tomskim to jedna z miejscowości, gdzie ludzie rzeczywiście dotarli sami, dobrowolnie. Nie zostali zesłani. Przyjechali za chlebem, za pracą, ponieważ na terenie Królestwa Polskiego, na terenach, gdzie mieszkali, panowała wtedy bieda, nie było na czym zarabiać na jedzenie i przetrwanie. Tutaj, na Syberii, otrzymywali ziemię, pożyczki, kredyty na zakup inwentarza domowego, czy na wyposażenie domu. Przez pierwsze trzy lata mieli też duże ulgi podatkowe. Każdemu osadnikowi przysługiwały też... nazwijmy to... promocyjne bilety. Państwo rosyjskie ułatwiało im więc nawet przyjazd w te okolice. Bilety były opłacane w całości lub w części np. w zależności od wielkości rodziny. W związku z tym, że początkowo uprawianie ziemi nie było obłożone podatkami państwowymi, a ziemia było płodna, pozwalało to miejscowościom takim jak Białystok bardzo szybko się rozwijać. 20 lat po przyjeździe pierwszych osadników, w 1916 roku żyło tu już około 500 osób. Jak na wioskę, to bardzo duża liczba.

Od początku wioska tak się nazywała?

Nie. Najpierw był to punkt przesiedleńczy o nazwie Noworybałowsk. Pod koniec XIX w., trafiło tu 13 pierwszych polskich rodzin, zainteresowanych tą ziemią, które stanowiły trzon przyszłej wioski. Na początku XX wieku na prośbę Polaków, zmieniono nazwę miejscowości właśnie na Białystok. - W tamtym okresie polski Białystok nazywano „Manchester Północy”, jako że było to ówczesne, duże centrum przemysłowe. Poza tym dawało to osadnikom takie poczucie bycia bliżej Polski, bliżej ojczyzny.

Dziś już pewnie tych czasów nikt nie pamięta i to nawet z opowieści.

Pamięć o tym, że przyjechały tam polskie rodziny, jak najbardziej jest nadal żywa. Najstarszymi mieszkankami wioski są panie urodzone w 1926 i 1927 roku, czyli około 30 lat po przyjeździe.

Czyli wnuczki osadników.

Tak. I te panie potrafią niesamowicie opowiadać, co słyszały od swoich dziadków. Najlepiej pamiętają jednak lata 30-ste. O tym mówią najwięcej i najczęściej. Tym bardziej że ten okres to jedne z najsmutniejszych kart historii wioski. Odbijają się tu jednak losy całego kraju i wszystkich narodowości zamieszkujących wtedy tereny Rosji. To był okres Wielkiego Terroru i lata 1937-38, czyli tzw. narodowe operacje NKWD. W tym także operacja przeciwko Polakom, która dotyczyła bezpośrednio Białegostoku. Rozstrzeliwano ludzi właściwie tylko za to, że byli Polakami.

Jakie były oficjalnie oskarżenia?

Błahe, sfabrykowane. Mordowano ludzi za rzekome szpiegostwo, czy za szerzenie propagandy antysowieckiej. Pewnego razu jednej z mieszkańców wioski zażartował w trakcie jakiegoś spotkania na temat władzy sowieckiej i za to został najpierw aresztowany, a później zamordowany. O tym nadal się tutaj mówi. Jak wywlekano ludzi z domów, gdzie ich zbierano. Ludzie są w stanie do dziś dokładnie odtworzyć np. topografię terenu z tamtych lat.

Dużo się zmieniło w Białymstoku?

Sama wioska przypomina tę sprzed ponad 100 lat. Najbardziej zmienił się krajobraz ze względu na kościół katolicki wybudowany przez Polaków w 1908 roku. Stał na dostojnym, centralnym wzgórzu i stanowił bardzo ważny punkt w życiu ludności. Wraz z przyjściem władzy sowieckiej coraz rzadziej jednak odbywały się tam msze. Na początku lat 30-stych kościół został oficjalnie zamknięty i przerobiono go najpierw na magazyn na zboże, a później na klub. Usunięto więc wszelkie dekoracje, obniżono go i przestał wyglądać jak kościół, a zaczął bardziej przypominać... zwykłą szopę.

Więc i Białystok, i kościół to historyczne zwierciadła. XIX wiek, sowieci, Wielka Wojna Ojczyźniana, stalinowski terror. Chyba zbudowano go w ostatniej chwili, kiedy jeszcze była szansa, żeby w ogóle dostać pozwolenie na budowę kościoła.

Do 1914 roku, czyli do początku I Wojny Światowej, można było takie zezwolenie otrzymać. Wiele kościołów katolickich, nie przetrwało, władzy sowieckiej, która je rozbierała, demontowała. Taki los spotkał kościółek w pobliskiej wsi Maliczewce, zamieszkanej przede wszystkim przez Łotyszy, także osadników.

To mogło wtedy dodatkowo jednoczyć ludzi.

Tak. Wokół budynku kościoła rozwijało się życie. Najpierw powstała studnia, później sklep, mieszkańcy wokół niego posadzili piękne cedry i jodły.

Aż w końcu, jak mówiłaś, stał się magazynem i klubem. Co to był za klub?

Puszczano tam muzykę, były tańce, pokazy filmowe, przemówienia, spotkania. Szerzyła się tam też propaganda. Najstarsi mieszkańcy wspominają, że nie chodzili do klubu. Bo dla nich było to nadal miejsce święte – ich kościół, który bezczeszczono. Po prostu świętokradztwo. Były jednak osoby, które będąc młodymi, decydowały się tam chodzić i dziś tego bardzo żałują. Mają do siebie pretensje, że popełnili wielki grzech, że w pewien sposób splugawili to miejsce.

To dość symboliczne. Może to daleko idące porównanie, ale kiedy chrześcijaństwo trafiło na ziemie Polan, także dawne miejsca pogańskiego kultu przejmowano i budowano tam kościoły. Tak samo więc postępowała władza sowiecka.

Dla mocno religijnych mieszkańców Białegostoku, to były trudne czasy. Tym bardziej że w ogóle modlitwy były zabronione. Każdy więc modlił się w domu, w sekrecie, nawet przy zasłoniętych oknach. Ale paradoksalnie. Dzięki temu, że władza sowiecka postanowiła wykorzystać budynek kościoła na magazyn czy klub, to budynek mógł przetrwać. To był jedyny duży budynek w wiosce, w którym coś można było zrobić.

Mimo to cały czas używasz czasu przeszłego, mówiąc o tym kościele.

Tak. Bo w ciekawej historii budynku, są smutne momenty. Po przejęciu kościoła przez sowietów, znajdował się on w ich rękach do końca lat 80. Został zmodyfikowany, zmniejszony, ściągnięto drewniane ozdoby. Na początku lat 90. budynek wrócił do katolickiej, polskiej społeczności. Rozebrano go i przeniesiono w inne miejsce, wykorzystując jako budulec stare deski.. Wtedy kościół zaczął funkcjonować na nowo. Renowację zakończono w 1998 roku. Kościół przypominał konstrukcję z początku XX wieku. . Dla mieszkańców ściany były „omodlone” pokoleniami. To niosło pamięć o trudnej historii, ale także o dobrych momentach: chrzciny, śluby, komunie... Niektóre dzieci, teraz w wieku 13-14 lat mówią, że kościół był największą atrakcją turystyczną w okolicy, bo pełnił on też rolę schronienia podczas na obozów wakacyjnych, spotkań.

W kwietniu tego roku ten nowy etap się jednak skończył, bo budynek doszczętnie spłonął...

Niestety. Trzy dni po Wielkanocy i to w do tej pory niewyjaśnionych okolicznościach. Z drewnianego budynku została jedna deska. Trochę osmolona. Zachowały się też ceglane fundamenty, żelazny krzyż z dzwonnicy i fragment dzwonu, na którym jest napis „ Dziewica Maryja".

To jakiś symbol?

Może. Ponieważ obok kościoła stała figurka Matki Boskiej. Znajdowała się kilka metrów od pożaru, a jest zupełnie nietknięta. Mieszkańcy, którzy przybiegli ratować kościół, widząc, że nic nie da się zrobić, polewali ją cały czas wodą, żeby ocalała.

Są jakieś podejrzenia, co mogło się stać?

Wersje są dwie. Jedna mówi o zwarciu elektrycznym, a druga, że ktoś podpalił budynek, żeby zatrzeć ślady włamania. W środku było kilka cennych rzeczy: ikona św. Antoniego Padewskiego z XVII wieku (przywieziona z Polski), srebrny krzyż i srebrny kielich.

Złodzieje mogli się na to połasić?

Ja w to nie wierzę. Dla mieszkańców kościół był swego rodzaju świętością. Nawet dla takich lokalnych żulików. Dla kogoś z daleka... chyba nie było tam nic, co mogłoby wywołać pokusę włamania się i kradzieży. Tym bardziej, że wspomniana ikona była ogromna, bo miała około 6 metrów, a w popiele znaleziono później stopiony fragment srebrnego krzyża.

Kościół przez wiele lat jednoczył różne kultury, różne narody, i jednoczy nadal, bo staracie się wszyscy go odbudować.

Dziś w Bielostoku mieszkają Rosjanie, Polacy, Ormianie... i wszyscy uczestniczyli w życiu kościoła, Interesują się nim, nawet jeśli nie są katolikami. Kościół więc zdecydowanie żyje, bo ściany to jedno, a ludzie, pamięć i potrzeba zjednoczenia to zupełnie inna historia. Za każdym razem, kiedy pojawiamy się w wiosce (młodzi ludzie wraz z katolickim kapłanem) to i te babuszki, potomkinie Polaków i małe dzieci, ciągle nas pytają, czy kościół będzie odbudowany. My wtedy pytamy: a wy chcecie, żeby był? Odpowiedź jest zawsze tylko jedna: tak, nie ma innej opcji.

Zaczęła się oficjalna zbiórka pieniędzy.

Tak, choć nie wiemy jeszcze, jakie dokładnie będą koszty odbudowy. Szacujemy potrzeby.

Specjalnie po to przyjeżdżasz niedługo do Polski z kilkoma wystawami zdjęć.

Około 20 czerwca organizujemy wystawę poświęconą syberyjskiej wiosce Bielostok w polskim Białymstoku. Będą też prelekcje w Warszawie, Opolu, Radomiu i w Krakowie, wernisaż fotografii poświęconych w ogóle Syberii zaplanowałam we Wrocławiu. Wszędzie będę opowiadać nie tylko o historii Białegostoku, ale także o współczesności, bo zdecydowanie jest o czym mówić – o polskich wioskach w sercu Syberii, wie niewiele osób. Najpopularniejszą jest Wierzyna, w obwodzie irkuckim, a przecież to nie jedyne takie miejsce w głębi Rosji. W Polsce, o Białymstoku będzie mówił także także ks. Wojciech Ziółek SJ z parafii w Tomsku, która opiekuje się m.in. Białymstokiem. Akcję promujemy także w Niemczech, a swoje wsparcie zapowiedziała również Polonia amerykańska.

Czyli jest nadzieja, że uda się odbudować spalony kościół.

Szansa jest, chcemy pokazać naszą akcję szeroko, zachęcić jak najwięcej osób i instytucji do przyłączenia się, ale na przykład do Stanów na pewno nie pojedziemy, bo w końcu zbieramy pieniądze, a nie chcemy ich wydawać na podróże. Naszym oficjalnym źródłem informacji jest strona internetowa: www.belostok-catholic.ru.

Polacy w Białymstoku na Syberii zrozumieliby jeszcze słowa wsparcia napływające z ojczyzny?

Śladów języka polskiego zostało tam już bardzo mało. Jest tylko jedna pani, Maria Markisz, która posługuje się nim swobodnie. Nie potrafi jednak czytać po polsku, bo nauczyła się go ze słuchu. Polszczyzna, którą mówi, nie jest więc literacka, ale raczej to taki język wiejski, ale piękny. Wiele osób bardzo dobrze nas jednak rozumie, modlą się też po polsku. Niektóre panie mają w domach modlitewniki z końca XIX wieku, które przywieźli ich pradziadkowie. Nawet niedawno, w 79 rocznicę rozstrzelania niemal wszystkich mężczyzn z Białegostoku, w końcu lat 30-stych, różaniec odmawiano po polsku. To niezwykłe, wzruszające doświadczenie. Usłyszeć, zachowany przez ponad wiek, język przodków na syberyjskiej ziemi.

Zdjęcia
Spłonął zabytkowy, polski kościół na Syberii. Wrocławianka chce go odbudować - 4
Spłonął zabytkowy, polski kościół na Syberii. Wrocławianka chce go odbudować - 5

Komentarze (9)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Słowianin2017-12-31 11:54:30 z adresu IP: (31.0.xxx.xxx)
Polski kościół?a od kiedy to Polskie?przecież to rzymsko-katolickie. Polskie a raczej Lechickie to były światynie tylko najeżca -kościół rzymskokatolicki wszystko zniszczył ,spalił nasza wiedze i kulture . Ludzie uczcie sie!!!!!
~Przeprane mózgi2017-12-29 22:58:25 z adresu IP: (83.30.xxx.xxx)
Żadnej wrażliwości i jedności narodowej. Osiem lat rządów PO i PSL tego dokonało.
~babs2017-12-29 13:37:50 z adresu IP: (83.22.xxx.xxx)
Widac po komentarzach jakich słuchaczy wychowało sobie Radio Wrocław.Przykro patrzec.
~Komentarz został usunięty2017-12-25 21:28:42 z adresu IP: (217.99.xxx.xxx)
Komentarz został usunięty
~realista2017-12-28 16:11:25 z adresu IP: (194.181.xxx.xxx)
bo to Rosja
~Serdakp2017-12-27 12:29:11 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
Dlaczego ta pani nie szuka pieniędzy na odbudowę kościoła u władz kościelnych albo w Watykanie?
~Ostatnio2017-12-25 15:51:31 z adresu IP: (94.254.xxx.xxx)
Bardzo dużo o kościołach mszach, Radio Wrocław zamienia się w Radio Maryja?
~sluchacz2017-12-25 16:44:27 z adresu IP: (94.254.xxx.xxx)
hmmm. może to... święta?
~Komentarz został usunięty2017-06-17 01:52:32 z adresu IP: (37.47.xxx.xxx)
Komentarz został usunięty