Nosowska na płycie i PPA

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2008-04-03 22:46 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

Na każdą płytę Katarzyny Nosowskiej czeka się z zaciekawieniem, bo w Polsce nie ma dziś wokalistki o tak bogatej osobowości. Nosowska zawsze podchodzi do muzyki w sposób twórczy, szuka też nowych językowych środków do wyrażenia siebie. Przeważnie odnosi sukces, czasem zdarza się drobna porażka, jak przy okazji tekstów do piosenek Maryli Rodowicz. To zdecydowanie nie jest artystka, która powinna dawać się wciągać w projekty na zamówienie. Taka działalność kłóci się z bezkompromisowym wizerunkiem kobiety wiedzącej swoje, mówiącej swoje, okazującej pogardę światu zza okna. Na szczęście na czwartym solowym albumie Nosowska jest sobą i tylko sobą, znów zaangażowana w walkę o szczere ludzkie emocje.

"UniSexBlues" to płyta przebojowa, więcej w niej Heya niż elektroniki znanej z poprzednich odsłon artystycznej duszy Katarzyny. Pomysłowo dorównuje debiutanckiemu "Puk Puk", brzmieniowo przypomina zachodnie produkcje. Tekstowo Nosowska trochę się powtarza, kreśląc portret tej samej skłóconej z komercyjną wersją życia kobiety, której telewizor nie zastępuje społecznych kontaktów, lecz społeczne kontakty nie są w stanie ukoić wewnętrznej tęsknoty. Sama mówiła w jednym z wywiadów: Staram się spędzać czas w domu, abstrahować od rzeczywistości i organizować ją sobie według własnego uznania. Ale nie jestem w stanie skutecznie odciąć się od tego, co na zewnątrz. Wykańcza mnie to, co tam widzę”.

Ciągle można Nosowską puścić do napoju energetyzującego w post-technowym klubie, ale na "UniSexBlues" znalazło się miejsce także, a nawet przede wszystkim, dla innych muzycznych gatunków (przez moment jest nawet countrowo). Na pozór może się to wydać niepotrzebnym nadmiarem, ale nie w przypadku tej artystki. Nosowska, jak nikt w Polsce, potrafi z zadziwiającą charyzmą i szczerością zaśpiewać rockowy hit, chill-outową balladę, udzielić się w składankowych propozycjach charytatywnych, wyśpiewać duet z takim czy owym Kazikiem, Muńkiem, Kukizem, Żebrowskim czy Korą. Dlatego, że nie musi, może nigdy nie musiała, zastanawiać się nad tym, ile jest warta. Swoje przekonanie o słuszności artystycznych wyborów od zawsze wyrażała otwarcie, choć nigdy nieskromnie. Bardzo jestem ciekawy, jak i co będzie śpiewać za dwadzieścia lat. Dziś jest bezkonkurencyjna w różnorodności, niezrównana w tworzeniu piosenek, które w wydaniu innych wykonawców niechybnie zmieniłyby się w kpinę lub zgrywę. A Nosowska potrafi pogodzić sztukę z kiczem i pozostać w przestrzeni własnej.

Przy pracy nad najnowsza płytą Nosowskiej spotkali się artyści z różnych muzycznych światów, jak Stanisław Sojka czy Marcin Macuk, lider grupy Pogodno, producent albumu. Są muzycy na co dzień występujący w Tworzywie Sztucznym, Zakopower, w zespołach: Łąki Łan, Pink Freud, Raz Dwa Trzy. Mamy akcent wrocławski, czyli sesje nagraniowe w studiu Marcina Borsa. Poza tym słyszymy głos Yumiko Ishijimy z japońskiej grupy Papaja Paranoia. Ona też zresztą zarejestrowała swoje partie we Wrocławiu.

Atrakcją solowych albumów Katarzyny jest czysty śpiew autorki, na płytach i kocertach Heya zbyt często zanieczyszczany zamierzoną chrypką. Nosowska ma piękny głos, wcale nie uniseksualny. Na "UniSexBlues" słychać go w prawie każdej piosence. najlepiej w dwóch śpiewanych po angielsku. I kto wie, czy to nie byłaby właściwa droga do jednej z następnych płyt. Może nawet warto by pomyśleć nad całym wydawnictwem z kompozycjami do wierszy Emily Dickinson, poetki dla Katarzyny ważnej, bliskiej również postawą dystansu do rzeczywistości. Tutaj pojawił się jeden utwór do tekstu Amerykanki i wraz z kolejnym, tytułowym, stanowi najmocniejszy punkt albumu tak zajmującego, że nie da się go nie polubić.

........................................................

Nosowska "UniSexBlues", QL Music, 2007

 


Reklama