Muzyczne Archiwum RWK: Bill Withers „Just As I Am”

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2020-04-10 19:15 | Zmodyfikowano: 2020-04-10 19:15

Najtrudniejszym w tworzeniu piosenek jest zadbanie o ich prostotę przy jednoczesnym pozbyciu się banału. To bardzo trudne i wielu - mimo podejmowanych prób - nigdy się to nie uda. Bill rozumiał tę zależność, robił to wręcz instynktownie”.


W dokumencie „Still Bill” (2009 r.), opowiadającym o życiu 70-letniego wówczas Billa Withersa, słowa te padają z ust Stinga, który podobnie jak wielu innych artystów (m.in. Angélique Kidjo, Corey Glover, Jim James) komplementował tak warsztat jak i spuściznę jednego z ważniejszych twórców lat 1970. Twórcę, którego repertuar przed laty inspirował nie tylko amerykańską scenę, ale i daleką, polską („Sen o dolinie” Budki Suflera), a dziś odświeżany jest przez wykonawców hip hopowych jak i przedstawicieli ciężkiego brzmienia (Black Label Society).


Wiadomość o śmierci Billa Withersa, który od przeszło 30 lat pozostawał poza nawiasem przemysłu muzycznego, wywołała spore poruszenie i to nie tylko w Stanach. Tak jak niespodziewanie pojawił się na scenie, tak i z niej zniknął w połowie lat 1980, całkowicie poświęcając się rodzinie. Do tego czasu jednak stworzył kilka niezapomnianych, świetnych piosenek, nagrał kilka interesujących płyt, z debiutem na czele. Albumem, który został zarejestrowany i wydany... dość późno jak debiutanta. W końcu Withers w maju 1971 r. miał blisko 33 lata. I chociaż z okładki „Just As I Am” spogląda na nas uśmiechnięty robotnik (!), to za chwilę opuści on widoczne mury montowni, by stać się jednym z czołowych głosów dekady. Zapraszam na opowieść jak do tego doszło.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.