ZJEDNOCZONE STANY MIŁOŚCI **** - recenzja

Jan Pelczar | Utworzono: 2016-08-02 10:20 | Zmodyfikowano: 2016-08-02 10:20

ZJEDNOCZONE STANY MIŁOŚCI ****

Teraz reżyser „W sypialni” i „Płynących wieżowców” powtarza w wywiadach, że dopiero po tym wyróżnieniu zaczął myśleć o sobie, jako o scenarzyście. Ja dalej widzę w nim przede wszystkim reżysera, który czuje rytm, kadr, obraz, potrafi tworzyć dzieła piękne wizualnie. W „Zjednoczonych Stanach Miłości” pokazuje jak pod tym względem się rozwija, jak dojrzewa. Do współpracy zaprosił Olega Mutu, autora zdjęć do wybitnego, nagrodzonego Złotą Palmą filmu „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”. Wspólnie wyprali przełom kolorowych lat 80-tych i plastikowych 90-tych z krzykliwych barw. To nie Wrocław ze strajkami, armatkami wodnymi i Pomarańczową Alternatywą. To Inowrocław z blokowiskiem, kaplicą pośród błota i sanatoryjną turystyką z Niemiec.

Wasilewski patrzy na pierwsze miesiące po upadku PRL od strony kobiet, które i wtedy i teraz mają w Polsce gorzej. Oczami kogoś, kto nie czuje od razu powiewu wolności i dusi się w za małym mieszkaniu, w świecie bez łatwej drogi do lepszego jutra i w otoczeniu ludzi, z którymi nie można śmiało i otwarcie porozmawiać. O swoich bohaterkach opowiada po kolei, ale te historie przenikają się, zapętlają, jak galeriowa klatka schodowa, która pozwala sąsiadom z bloku przyglądać się sobie ukradkiem. Kobiety ze „Zjednoczonych Stanów Miłości” podglądamy z bliska, w naturalnych sytuacjach, ale ich postaci pozostają też symboliczne. W podwójnym porządku.

Mężatka Julii Kijowskiej nie potrafi sobie poradzić z duszną atmosferą wieloletniego związku, rodzinną klaustrofobią, w której zaczyna ignorować uczucia męża i córki. Fascynuje ją młody ksiądz z kaplicy, do której co niedzielę wszyscy mieszkańcy osiedla maszerują bezrefleksyjnie. Figura Kościoła, jego rola w tamtym czasie, związanie oczekiwań na większą życiową przestrzeń z duchownym, to otwiera całe rozdziały do dyskusji. Kijowska potrafi oddać strach swojej postaci, jej Agata miota się jak ryba wyrzucona na brzeg. W duecie z Łukaszem Simlatem tworzą ekranowe małżeństwo, na widok którego wielu widzów poczuje się nieswojo, szczególnie gdy ich zachowania wydadzą się znajome, choćby z sąsiedzkiej perspektywy.

Bardziej poruszająco zagrała u Wasilewskiego tylko Magdalena Cielecka, bezbłędna jako Iza, dyrektorka szkoły – miejscowa elegantka, schowana za maską perfekcjonistki, ale szalejąca z miłości do wieloletniego kochanka – teraz wdowca, który nagle oprzytomniał i już nie chce kontynuować romansu. Trudne sceny z Andrzejem Chyrą to tylko fragment najbardziej dramatycznego wątku. Spojrzenie Cieleckiej uwiera i boli najbardziej, gdy stara się stłumić uczucia lub desperacko próbuje ratować swoje szanse. Szkoda, że w tej historii, inaczej niż w pozostałych, twórcy idą zawsze o kadr za daleko, o scenę za dużo. Pojawiają się figury z „Pianistki” i „Dekalogu”, robi się zbyt dosłownie.

Mocne uderzenie wychodzi za to w epizodzie fotografa (odrażający typ udanie zbudowany przez Marcina Czarnika), który fotografuje miejscową piękność – Marzenę, instruktorkę od różnych form aerobiku. Bohaterka Marty Nieradkiewicz przejdzie na naszych oczach trudne chwile. Spojrzymy na nie także od strony jej sąsiadki – Renaty. Dorota Kolak gra ofiarę transformacji, nauczycielkę rosyjskiego, która, gdy nie ma już nic do stracenia, chce być przez chwilę wolna, nawet jeśli oznacza to inną formę zniewolenia. W tym wątku są kolejne filmowe cytaty, momentami za dużo Seidla, ale dzięki temu skojarzeniu można wyjść poza kostium. Scenografia i kostiumy z epoki inspirują widzów do niekończących się wspomnień, to efekt wybitnej pracy Katarzyny Sobańskiej, Marcela Sławińskiego i Moniki Kalety. Dla mnie duszność relacji ukazanych w filmie jest jednak bardziej związany z przestrzenią, nie czasem. Dzisiaj mieszkańcy podobnych lub nowszych blokowisk mają większe i ciekawsze możliwości wypełniania i zagłuszania samotności, ale opisane przez Wasilewskiego stany miłości są zbyt zjednoczone, by nie były uniwersalne.

 Rozmowę z Magdaleną Cielecką znajdziecie tutaj.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.