RECENZJA: Mali mężczyźni *****

Jan Pelczar, BT | Utworzono: 2017-05-06 08:00 | Zmodyfikowano: 2017-05-05 18:20

Akcja rozgrywa się na Brooklynie, nie w słonecznej Kalifornii, ale fani hitowego serialu „Wielkie kłamstewka” w zalewie różnic mogą odnaleźć podobieństwa. Intryga serialu skupiała się wokół ambitnych matek, film dotyczy zaś męskiej przyjaźni. W jednej z kluczowych scen padną zarzuty dotyczące niespełniania wzorca męskości. W „kłamstewkach” i „mężczyznach” najważniejsze jest to, jak problemy dorosłych przenikają się ze światem dzieci. W jaki sposób konflikty rodziców kształtują przyszłość dorastających? Tytuł filmu to nawiązanie do jednego z najsłynniejszych amerykańskich dzieł literackich – „Małych kobietek”. Głównym tematem jest zaś kwestia w filmach poruszana niezwykle rzadko: jak związać koniec z końcem i zachować sens; jak pogodzić konieczność utrzymania rodziny z własnymi wartościami, które wykraczają poza finanse.

Historia dojrzewania i przyjaźni Jake’a i Tony’ego opowiedziana została fragmentami. Tak, jak czasem odsłaniamy całą historię, rozumiejąc po latach kontekst zdarzeń z dzieciństwa. Lub tak, jak, dopiero po bliższym poznaniu danej osoby, domyślamy się wagi momentów, w których ją spotykaliśmy wcześniej. Od razu widzimy na przykład, że rodzice głównego bohatera, nastolatka z talentem do rysowania, nie żyli blisko z jego dziadkiem. O śmierci człowieka, którego pogrzeb symbolizować będzie początek zmian, chłopak dowie się z przypadkowego telefonu.

Ojciec-aktor z off-Broadwayu i utrzymująca rodzinę matka-psychoterapeutka, przeprowadzą się do odziedziczonego mieszkania na Brooklynie. W spadku, do spółki z siostrą, otrzymają też sklep, wynajmowany od lat przyjaciółce zmarłego – krawcowej, imigrantce z Chile, która sprzedaje ubrania od niezależnych projektantów. To z jej synem, niezwykle energicznym chłopakiem, zaprzyjaźni się główny bohater. Obaj będą chcieli pójść do artystycznej szkoły. Jake ze swoimi rysunkami, Tony, by zostać aktorem, niczym ojciec jego nowego przyjaciela. Aktor, który od matki Tony’ego będzie się domagał, uzasadnionej rynkowo, ale nieosiągalnej dla niej, podwyżki czynszu.

Konflikt między rodzinami wpłynie na znajomość chłopców. Zaważy też na ich relacjach z rodzinnych. Film Iry Sachsa na równi traktuje proces dorastania dzieci i rodziców. Dojrzewają jedni i drudzy, ale rodzice przy okazji wykazują się ignorancją, nie mają pojęcia o emocjonalnych rozterkach dzieci. Przyjaźń balansuje na granicy miłości, chłopcy funkcjonują w świecie wszechobecnej homofobii, a gdy jeden z nich zadurzy się w dziewczynie, trafi na współczesną szkołę wyrachowania. Wszystkie odcienie dorastania zostały imponująco zagrane.

Dzięki wiarygodnym kreacjom młodych aktorów dostajemy zastrzyk optymizmu. Współczesne dorastanie to nie tylko portale społecznościowe i smartfony, ale także włóczenie się po parkach, podróże po mieście i kreatywne zajęcia. To podbudowuje, mimo gorzkiej wymowy filmu, że okazję na spełnianie artystycznych marzeń będą mieli jedynie urodzeni po szczęśliwszej stronie.

„Mali mężczyźni” nie są tak źli, jak ekranowa inscenizacja „Mewy”, w której gra ojciec głównego bohatera, kreowany przez Grega Kinneara. Nie są też w całości tak dobrzy, jak scena jednego z ćwiczeń w amatorskim kółku teatralnym, w której fantastycznie wypada Michael Barbieri, odtwórca roli Tony’ego. Podobać się może także Theo Taplitz w roli Jake’a.

Sachs na przykładzie Nowego Jorku i trzynastolatków opowiada o zawieszeniu pomiędzy. Dzielnice i proces gentryfikacji – od momentu, gdy miejsce z ciekawą historią zaczyna przyciągać ludzi, do chwili, gdy staje się lokalizacją przynoszącą przede wszystkim pieniądze. Nastolatkowie i proces kształtowania przyszłości – od momentu, gdy przestają być dziećmi, do momentu, gdy mogą siebie postrzegać jako dorosłych. Szybko i na lepsze zmieniające się miasto to jedna strona medalu, drugą jest podstępna dyktatura pieniądza, przed którą zdaje się nie być ratunku.

Jennifer Ehle jako matka-psycholog i Paulina Garcia w roli matki prowadzącej butik, zdają się zdolne do zbudowania pomostu, ale i one nie będą w stanie przeciwstawić się potędze finansów. Kwestia pieniędzy zdaje się być jedyną, która się liczy. Nawet najpiękniejszej przyjaźni nikt nie zechce traktować równie poważnie.


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.