Radosław Ratajszczak – Dlaczego tak naprawdę odszedłem z zoo? Jest odpowiedź prezes Joanny Kasprzak

BM, materiały prasowe | Utworzono: 2024-04-12 10:11 | Zmodyfikowano: 2024-04-12 11:11
Radosław Ratajszczak – Dlaczego tak naprawdę odszedłem z zoo? Jest odpowiedź prezes Joanny Kasprzak - Fot: archiwum prywatne
Fot: archiwum prywatne

List otwarty byłego prezesa wrocławskiego zoo, Radosława Ratajszczaka

Szanowni Państwo,

Od wielu miesięcy z niepokojem obserwuję rozwój sytuacji we wrocławskim zoo. Nie muszę chyba podkreślać, że pomimo formalnego zakończenia pracy w tej instytucji jej los nadal bardzo mnie interesuje. W końcu poświęciłem 16 lat na wydźwignięcie go z głębokiej zapaści i wprowadzenie do grupy czołowych instytucji tego typu w Europie.
Wrocławskie zoo osiągnęło bardzo wysoki poziom należąc, jako chyba jedyna wrocławska instytucja do absolutnej czołówki europejskiej w swojej dziedzinie. Można to, używając terminologii futbolowej porównać do zespołu corocznie grającego w Lidze Mistrzów i to w finałach bez eliminacji (proszę to porównać z osiągnięciami Śląska Wrocław).

Niestety, w stosunkowo krótkim czasie rozpoczął się stopniowy lecz szybki rozpad tej instytucji. Skonfliktowana załoga powołała dwa przeciwstawne związki zawodowe. Współpracę zastąpiło współzawodnictwo i „dbanie o własne interesy”. Otwartą wewnętrzną politykę informacyjną zastąpiło szerzenie plotek, podjazdowa wojna i szkalowanie poszczególnych osób. Zwierzęta, których zresztą jest coraz mniej zeszły na drugi plan, a najważniejsze stały się komercyjne wystawy i akcje. Marketing prowadzony jest w sposób całkowicie naiwny, infantylny, a zamieszczane informację są przekłamane lub zawierają poważne błędy. Wrocławskie zoo słynęło w ostatnich latach ze stałej kadry, często pochodzącej z innych krajowych ogrodów. Dziś wielu cennych ludzi odchodzi a rozbudowuje się w stopniu niezwykłym piony administracyjne z hodowlą zwierząt niemające wiele wspólnego.
Nie trzeba dodawać, że prestiż naszego zoo w świecie stale spada, a współpraca międzynarodowa zamiera. Na ostatnim zjeździe Światowej Organizacji Ogrodów Zoologicznych, gremium zrzeszającego głównie Dyrektorów zoo Wrocław reprezentowała pracownica sekretariatu. Po raz zapewne pierwszy w historii na zebraniu sprawozdawczo-wyborczym rady Dyrektorów Polskich Ogrodów Zoologicznych zabrakło przedstawiciela Wrocławia, a Pani Prezes kontaktuje się z mediami wyłącznie za pośrednikiem rzecznika prasowego. Czyżby nie miała nic do powiedzenia? Przykłady można by mnożyć, lecz nasuwa się pytanie: dlaczego?
Moim zdaniem jest to wynik niefortunnej decyzji podjętej przez Prezydenta Miasta o zaniechaniu przeprowadzenia konkursu na stanowisko Prezesa Zoo i obsadzenia tego stanowiska po raz pierwszy w ponad 150-letniej historii tej instytucji przez osobę bez kierunkowego wykształcenia i znajomości praktycznej języków obcych. Zoo to nie tylko wyniki finansowe, lecz przede wszystkim instytucja prowadząca szeroko zakrojone działania w zakresie ochrony bioróżnorodności, współpracy naukowej i edukacji. By to rozumieć i wprowadzać w życie trzeba także mieć wiedzę w tych zakresach. Próba załatwienia tej sprawy poprzez późniejszy konkurs na stanowisko Dyrektora Generalnego bez ścisłego określenia uprawnień tej osoby spowodowało jedynie pogłębienie konfliktów i dalszy rozpad załogi.
Ponieważ stoicie Państwo przed podjęciem decyzji co do wsparcia konkretnej osoby na stanowisko Prezydenta Wrocławia mam nadzieję, że kulisy mojego odejścia z zoo pozwolą na lepsze zorientowanie się co do zrozumienia roli poszczególnych spółek miejskich przez Prezydenta. Moim zdaniem Prezydent Sutryk postrzega zoo nie poprzez funkcję, jaką pełni wobec miasta i regionu lecz jako instytucję, która ma służyć jemu poprzez możliwość zatrudniania przydatnych dla siebie osób (niekoniecznie przydatnych dla zoo) oraz źródło dofinansowywania spółek osiągających gorsze wyniki (nie wnikając z jakiego powodu) i przeróżnych innych działań wymagających wsparcia finansowego nieraz niemożliwego bezpośrednio z funduszy miejskich.
Mam nadzieję, że dla kandydatki na Prezydentkę miasta ten tekst będzie ku przestrodze, a dla kandydata posłuży do przemyśleń czy kolesiostwo jest naprawdę najlepszą metodą zarządzania dużym, europejskim miastem.
Z poważaniem,
Radosław Ratajszczak

A tak naprawdę, to dlaczego odszedłem z zoo?

Od pierwszego momentu, gdy tylko ogłosiłem moją decyzję o przejściu na emeryturę, odejściu z zoo we Wrocławiu i podjęciu decyzji o dalszej pracy w EPRC w parku Narodowym Cuc Phuong w Wietnamie spotykałem się z licznymi zapytaniami „dlaczego”. Myślę, że nadszedł czas, aby na to pytanie nareszcie wyczerpująco odpowiedzieć. By to jednak uczynić, muszę cofnąć się do samego początku mojej przygody z wrocławskim zoo.

Po wielu (dokładnie 44 latach) dyrektorowania Dr. Antoniego Gucwińskiego władze miasta odwołały go ze stanowiska w wieku 75 lat. Wtedy Prezydent Rafał Dutkiewicz pokazał klasę, dziś już w zasadzie niespotykaną w naszym kraju. Nie obsadził bowiem na stołku „swojego” urzędnika, polityka, czy przysłowiowej „córki leśniczego” lecz ogłosił konkurs i to całkowicie otwarty, o zasięgu międzynarodowym z informacją opublikowaną na stronach Europejskiego i Światowego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych. Wymogi ujęte w ogłoszeniu były bardzo wysokie – biegła znajomość języka angielskiego, referencje, doświadczenie w zarządzaniu zespołami ludzkimi i praca w ogrodach zoologicznych. Komisja była międzynarodowa, a w jej składzie m.in. Dyrektor ZOO w Kolonii, będący równocześnie Prezydentem Europejskiego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych.

Dziś brzmi to jak sprawa z książki typu science fiction, ale wtedy tak się zdarzyło. Dało mi to pewną niezależność, bo nie znałem nikogo z zarządu miasta i byłem „niczyj”. Stopniowo udało mi się zdobyć zaufanie, a współpraca z Prezydentem i większością urzędników ułożyła się świetnie. Zaowocowało to sporymi zmianami w zoo, poczynając od przekształcenia zoo z silnie, nawet w ponad 80% dotowanej z budżetu miasta jednostki w sprawnie działającą spółkę. Udało się wybudować Afrykarium, które z kolei spowodowało osiągnięcie statusu najliczniej odwiedzanej atrakcji turystycznej Polski. Frekwencja wzrosła z 360 tys osób w roku 2006 do 1,8 mln w 2016 roku. Przychody z 1,8 mln zł w roku 2007 osiągnęły poziom ponad 60 mln. obecnie. Nasze zoo zalicza się do pierwszej trójki w Europie pod względem prezentowanej bioróżnorodności i piątki pod względem frekwencji. Nie trzeba tu dodawać, jak wielkie ma to znaczenie dla gospodarki miasta, biorąc pod uwagę, że ponad 70% zwiedzających to przyjezdni.

W roku 2018 były kolejne wybory samorządowe i zmiana na stanowisku Prezydenta Miasta. Byłem spokojny, że nie zaburzy to rozwoju zoo, gdyż znałem Jacka Sutryka i nie spodziewałem się jakichś istotnych zmian w podejściu do naszej instytucji. Od początku próbowałem zachęcić nowego Prezydenta do poświęcenia trochę czasu na zapoznanie się z aktualnym stanem, potrzebami i uwarunkowaniami rozwoju zoo, choćby w formie krótkiej przechadzki. To się niestety nie udało i po raz pierwszy Prezydent pojawił się w biurze Zarządu na pół godziny przed moim zakończeniem pracy. Spotykaliśmy się czasami na otwarciu nowych inwestycji, czy sporadycznych wspólnych kolacjach. Wydawało mi się, że pewne ustalenia udało się już poczynić, ale późniejsze działania temu zaprzeczały. Sporo później zorientowałem się, że Prezydent otrzymuje informacje i wierzy jedynie w te, przekazywane przez bardzo nieliczne grono zaufanych. Nie zawsze te informacje były jednak prawdziwe, a często bywały wręcz wypaczane. Wtedy także pojąłem, że ocena pracowników Urzędu przez Prezydenta nie polega na rzeczowej analizie wyników ich pracy, lecz na szybkości zamieszczania przez nich lajków pod wpisami prezydenta i wykonywaniu nawet bardzo niekorzystnych dla spółki poleceń wiernie i bez szemrania.

Polecenia wydawane były bez żadnych dyskusji, wyliczeń, czy wymiany poglądów i rozważenia argumentów za i przeciw. Przekazywane były zresztą najczęściej przez rozmaitych urzędników a nawet sekretariat prezydenta. Głównym czynnikiem branym pod uwagę było zawsze „jak to będzie odebrane pod kątem public relations”.
Gdy na horyzoncie pokazały się symptomy nadchodzącej burzy, czyli pandemii podjąłem próbę spotkania, w celu omówienia zarówno mojej przyszłości, jak i dalszego rozwoju zoo i wyboru następcy. Po kilku tygodniach zwyczajowego czekania do wieczornego spotkania wreszcie doszło i wtedy Prezydent powiedział, że chce, bym pozostał w zoo nawet po osiągnięciu wieku emerytalnego, przynajmniej do końca jego kadencji. Propozycje wstępnie przyjąłem. Późniejsze wydarzenia pokazały, że ten fakt został odebrany jako moja kapitulacja i zapewnienie, że będę grzecznie i po cichu trwał na stołku. Ja jednak nigdy nie traktowałem mojego stanowiska w ten sposób. Zarówno miasto, jak i zoo są ważniejsze i będą trwać znacznie dłużej, niż jakikolwiek Prezydent czy dyrektor. I tylko to się liczy.
Wtedy zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Pojawiały się osoby, przychodzące w celu zatrudnienia. Jedna z nich przekazała, że ma być zatrudniona na stanowisku dyrektora z absurdalnie, jak na zoo wysoką pensją. Gdy się nie zgodziłem, zaczęły się niesnaski, a także jednoznacznie dano mi do zrozumienia, że jak nie wykonam tego polecenia, to nici z nagrody rocznej dla pracowników, wypracowanej zresztą przez zoo, a nie urząd. Tego im nie mogłem zrobić. Później okazało się, że osoba ta nie ma nawet pełnego, wyższego wykształcenia.

Taktyka kija i marchewki stawała się powszechna. Zoo zmuszone było do podpisywania jednoznacznie niekorzystnych kontraktów reklamowych z powszechnie znanymi klubami sportowymi, czy spółkami miejskimi. Umowy te osłabiały naszą zdolność do reinwestowania zarobionych pieniędzy w dalszy rozwój – inwestycje i remonty.
Urząd nie zasypywał zoo pieniędzmi na remonty i inwestycje, tak jak niektórych innych organizacji. Wręcz przeciwnie, wszystkie środki musieliśmy zorganizować sobie sami. Odnosiliśmy w tej dziedzinie duże sukcesy korzystając zarówno ze środków Unii Europejskiej, Funduszy EFTA, Wojewódzkiego i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska oraz sponsorów. Środki te pozwalały na szybkie i ciągłe zmiany i poprawę stanu technicznego zoo oraz wzbogacanie programu ekspozycyjno-hodowlanego.

Teraz i to zostało nam odebrane. Projekt docieplenia budynku Akwarium musieliśmy na polecenie Urzędu wycofać, bo stanowił konkurencje dla projektów składanych przez miasto. Swoistego smaczku dodaje fakt, że wszystkie wnioski miasta zostały odrzucone ze względu na braki formalne. Potem przygotowaliśmy dwa projekty do finansowania ze środków EU – na budowę Gorylarni i przebudowę pawilonu Drapieżników na „zoo zmysłów” – unikalny w skali świata obiekt orientowany na osoby z niepełnosprawnościami, pozwalający im na poznawanie świata żywego dotykiem, węchem, słuchem, a nawet wibracjami. Niestety, pomimo bardzo pozytywnych sygnałów ze strony Urzędu Marszałkowskiego miasto nie wysłało ich do konkursów. Stało się to oczywiście bez żadnej rozmowy, posłuchania argumentów i próby zrozumienia. Budowa nowej, wielkiej atrakcji w zoo staje się już pilna, bo urok nowości Afrykarium powoli znika. Ponadto inne miasta, zorientowawszy się, że inwestycje w zoo się opłacają nie szczędzą środków i inwestują potężne środki. Na tym tle nasze wyglądać zaczyna bardzo blado. Ale takich argumentów nikt nie chciał słuchać. Słychać było tylko „oni sobie poradzą”. Zawsze mnie dziwiło o jakich „onych” mówią?

Oczywiście pojawił się także element rozdawnictwa, bo to zawsze jest dobrze odbierane przez społeczeństwo, które nie wnika w to, że nie ma nic „za darmo” i trzeba komuś zabrać, by innemu dać. Na spotkaniu na którym przekazano nam wiadomość, że mamy dawać bezpłatne bilety dla płacących podatki we Wrocławiu pierwsze słowa Prezydenta brzmiały „tylko niech mi nikt nie mówi o stratach”. Po takim dictum oczywiście dyskusji już nie było. Do dziś nikt nie udowodnił, czy ta akcja rzeczywiście coś dała budżetowi miasta, za to pewnym jest, że ucierpiało zoo i kilka innych instytucji. Potem akcje rozszerzono na ościenne gminy. Dlaczego?

Nieco później nadszedł czas pandemii. Po raz pierwszy od wojny zoo było zamknięte przez ponad 7 tygodni. Brak turystów nawet po otwarciu powodował konieczność podjęcia naprawdę drastycznych działań, by przetrwać trudny okres. To się udało, ale zainteresowanie ze strony władz było absolutnie żadne a i pomoc znikoma. Tu zresztą uwidoczniła się dodatkowo sprawa rady nadzorczej. Rady nadzorcze w prywatnych spółkach są wybierane bardzo starannie i mają ogromne znaczenie dla ich działania. Zupełnie inaczej jest w spółkach sektora finansów publicznych. Rady Nadzorcze znalazły się w kategorii łupów politycznych (tych od słowa łupić, nie łupać). Przy pomocy korespondencyjnych, płatnych kursów tzw. MBA stworzono liczne rzesze polityków, osób z odpowiednimi koneksjami i urzędników różnych szczebli mających uprawnienia do zasiadania w radach.

Pierwsze rady po powstaniu spółki ZOO Wrocław składały się głównie z urzędników miejskich. Wielu było naprawdę zainteresowanych i odwiedzało ogród nawet prywatnie, w wolnym czasie, by być na bieżąco z różnymi tematami. Potem było już gorzej, a ostanie 2-3 lata to już drastyczna zmiana. Przez pewien czas zasiadały dwie osoby (na 3) będące urzędnikami Biura Nadzoru Właścicielskiego, w ramach swoich obowiązków służbowych mające nadzór nad zoo. Potem pojawiły się osoby w żaden sposób z Wrocławiem niezwiązane. Złotym czasem dla rady była pandemia. W jej trakcie załoga zoo, wraz z zarządem pracowała normalnie, ale za 80% wynagrodzenia, a zebrania rad odbywały się raz na kwartał przez internet. Nie zapomnę jednego z nich, gdy dwóch uczestników zapomniało wyłączyć kamery i przez 40 minut rozmawialiśmy z pustym krzesłem i drugą osobą za smakiem spożywającą obiad i czytającą gazetę. Oczywiście, co miesiąc wypłacana była kasa, a nikomu nie przyszło do głowy, by może sobie też ograniczyć przychody? Rzadko udawało się zresztą zebrać wszystkich trzech członków rady, bo na przeszkodzie stawały korki na drodze, sekretarki, które źle wpisywały daty i inne popularne wymówki.
Dla porównania muszę przytoczyć przykład zoo w Lipsku, także działającego w formie spółki miejskiej. Kilka lat temu przyjechał do nas dyrektor zoo z radą nadzorczą z tego miasta. Z autobusu wysypało się 11 członków rady. Pomyślałem sobie – nieźle zoo na tym traci, ale jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że udział w takiej radzie jest społeczny. W jej skład wchodzą proporcjonalnie przedstawiciele wszystkich ugrupowań zasiadających w radzie miasta, a ich rolą jest pilnowanie, by taka spółka nie podlegała wpływom politycznym i była traktowana sprawiedliwie. O zoo wiedzieli wszystko. Z naszej rady tylko jej ówczesny przewodniczący wziął udział w wieczornym obiedzie. Może i dobrze.

Po tych wszystkich wydarzeniach coraz bardziej skłaniałem się jednak do przejścia na emeryturę w marcu 2022 roku, zgodnie z osiągniętym wiekiem. Zrozumiałem, że już nie uda się rozpocząć budowy gorylarni, druga najważniejsza sprawa czyli pozyskanie terenu po stadionie Ślęzy też nie wyglądała ciekawie, z coraz większym zagrożeniem docelowej utraty tej możliwości. Do tego moja zastępczyni gra w inną grę i na innej planszy. Ponadto nie chciałem firmować swoja osoba decyzji jednoznacznie dla zoo niekorzystnych i patrzeć jak powoli się stacza. Niespodzianie pojawiło się ogłoszenie o konkursie na stanowisko dyrektora stacji hodowli i ochrony zagrożonych naczelnych Wietnamu. To było jak spełnienie marzeń, bo trzy z gatunków tam utrzymywanych miałem przyjemność oglądać w naturze i fotografować po raz pierwszy w historii świata w latach 1987 – 1992. Wystartowałem i wygrałem. Poprosiłem tylko o odłożenie ogłoszenia wyniku o miesiąc, bo chciałem najpierw poinformować Prezydenta o swojej decyzji. Próbowałem umówić się na rozmowę, bo uważałem, że nie jest to sprawa na sms. Czekałem dwa miesiące, co kilka dni przypominając się czy to bezpośrednio czy przez biuro. Bezskutecznie. Ponieważ mój nowy pracodawca musiał wyniki ogłosić, a nie chciałem, by moja załoga dowiedziała się z innego źródła poinformowałem ich na zebraniu cotygodniowym. Oczywiście informacja „wyciekła” do mediów i nagle czas się znalazł. Zostałem zaproszony na spotkanie, ba padła nawet propozycja, bym przyjął funkcję doradcy. Ja zaś uzależniłem to od sposobu wyboru mojego następcy. Przekonywałem, by tak jak poprzednio odbył się nieograniczony konkurs. Byłoby wielkie zainteresowanie i wielu wspaniałych kandydatów, dających wielkie szanse na utrzymanie naszego zoo w czołówce przynajmniej europejskiej. Potem zapadła cisza. Przez wiele tygodni w urzędzie krążyła plotka, że tak naprawdę, to tylko straszę i zostanę w pracy. Potem, gdy termin mojego odejścia zbliżał się nieubłaganie rozpoczęły się rozmowy prowadzone przez urzędników z osobami w zoo, które mogłyby przejąć tymczasowo, do konkursu prowadzenie zoo. Jak się potem okazało, była to tylko zasłona dymna, bo decyzja była już podjęta.

Na kilka dni przed moim odejściem odbyło się spotkanie, na którym po ponad godzinnym oczekiwaniu na jednego z jej członków obwieszczono, że do końca kadencji, tymczasowo moją funkcję obejmuje pani Wiceprezes. Wielu miało nadzieję, że w tym czasie przygotowany zostanie konkurs, ale ja wiedziałem, że to tylko dla uspokojenia sytuacji. Po paru miesiącach Pani Prezes został powołana na nowa kadencję.
Teraz, z perspektywy czasu mogę oceniać, dlaczego sytuacja tak się ułożyła. Uważam, że moje pojmowanie pracy w zoo bardzo różniło się od oczekiwań Prezydenta. Cały czas, przez 15 ponad lat dążyłem, by nasze zoo uzyskało pozycje szanowanej i czołowej placówki w Europie, a nawet świecie poprzez rozwój we wszystkich zakresach jego działalności – od ekspozycji zwierzęcych, poprzez hodowlę, działalność edukacyjną i naukową, wspomaganie najbardziej istotnych programów ochrony ginących gatunków na całej kuli ziemskiej po budowanie potężnej, ponadregionalnej atrakcji turystycznej. Przy tym zoo osiągnęło wysoką wydajność finansową i zaczęło przynosić zyski, które można było w nie reinwestować.

Pan Prezydent z kolei widział zoo jako raczej korzyść bezpośrednią dla miasta i jego polityki poprzez dawanie mieszkańcom popularnych profitów, wspieranie mniej lub bardziej udanych akcji miasta i „skarbonkę” dla innych, gorzej sobie radzących spółek. Nie bez znaczenia było również bezpośrednie wspieranie PR Prezydenta.

Nie udało się mi przebić z informacją, że na każdą jednostkę walutową wpadającą do zoo w formie opłaty za bilety przypada od 3 do 6 jednostek będących bezpośrednią lub pośrednią korzyścią dla miasta. Określiły to badania przeprowadzane w wielu krajach. Stąd korzystny wpływ zoo na gospodarkę miasta wycenić można od 180 do 360 milionów. Nikt nie chciał słuchać, przedkładając doraźne, nieuzasadnione ekonomicznie działania.
Szkoda…

Odpowiedź prezes ZOO Joanny Kasprzak:

Szanowni Państwo
Chciałabym, możliwie krótko, merytorycznie i bez niepotrzebnych emocji, odnieść się do listu jaki Pan Radosław Ratajszczak rozesłał do redakcji wrocławskich mediów.
W moim przekonaniu termin pojawienia się tego listu jest nieprzypadkowy. We Wrocławiu jesteśmy bowiem w trakcie drugiej tury wyborów na stanowisko Prezydenta Wrocławia, a w zakończonych wyborach samorządowych brał czynny udział autor listu – Pan Radosław Ratajszczak, który nie uzyskał mandatu do zasiadania w Radzie Powiatu Wrocławskiego.
Wracając do meritum: nieprawdą jest że wrocławski ogród zoologiczny się „stacza”. Takimi zarzutami Pan Radosław Ratajszczak wyrządza większą szkodę samemu zoo niż komukolwiek pracującego na rzecz tego miejsca. Sytuacja we wrocławskim zoo jest bez zarzutu pod względem hodowlanym i nigdy nie była lepsza pod względem finansowym.
Najlepszym na to dowodem niech będą nasze sukcesy hodowlane tylko i wyłącznie w ostatnim roku. Przybyło nam wiele zwierząt, jak m.in. barasingi bagienne, gereza angolańska, zebra Chapmana, gundie, żubry, dikdiki, dzioborożec, pingwiny i wiele innych.
Równie mocno stoją finanse wrocławskiego zoo: w roku 2022 przychód spółki ogółem wyniósł ponad 79 mln zł, a w ubiegłym ponad 91 mln zł. Środki te pozwalają nie tylko na utrzymanie ale i stały rozwój spółki oraz nowe inwestycje (w tym roku oddana do użytku zostanie nowoczesna Lwiarnia, której koszt budowy wynosi 9,2 mln zł netto). Przychód ten możliwy był do wypracowania także dzięki intensywnym działaniom marketingowym, przez co utrzymujemy stale wysoką frekwencję. Ekwiwalent działań marketingowych wyniósł w ubiegłym roku ponad 88 milionów złotych, a w 2022 roku 64 mln. Dla porównania w 2019 roku było to tylko 10 mln zł, tym bardziej niezrozumiałe są zarzuty Radosława Ratajszczaka odnośnie sposobu prowadzenia działań marketingowych.
Załoga zoo nie jest ze sobą skonfliktowana. To prawda, że w naszym zoo działają związki zawodowe, ale ze sobą nie rywalizują, a współdziałają razem ze mną w celu poprawy warunków pracy.
Nieprawdą jest, że „wielu cennych ludzi odchodzi a rozbudowuje się w stopniu niezwykłym piony administracyjne.” Nie nastąpił wzrost liczby zmian kadrowych, a ewentualne zmiany są naturalne, związane z rotacją pracowników (np. emerytura, zmiana miejsca zamieszkania) i są dosłownie pojedyncze. Pion administracji nie tyle się rozrósł, co został zreorganizowany. Od miesięcy Radosław Ratajszczak podnosi taki argument tylko w celu personalnego ataku w powołanego dyrektora ds. bezpieczeństwa, podając przy okazji fałszywe informacje, że rzekomo takie stanowisko nie istnieje w innych ogrodach (a istnieje w wielu). Jest to stanowisko bardzo ważne, służące bezpieczeństwu 1,7 mln zwiedzających rocznie, a także pracowników i zwierząt, kluczowe w dobie cyberprzestępczości.
Kadra hodowlana jest od lat stała, składająca się ze specjalistów w swoich dziedzinach, którzy od czasami kilkudziesięciu lat zajmują się zwierzętami dbając o ich dobrostan i pragnęliby nie być wciągani do walki politycznej. Tym większe jest ich zdziwienie, że ogród, a zarazem ich samych atakuje osoba, której ufali i stawiali w roli lidera mającego na celu dobro zwierząt.
Nasze zoo na zjeździe WAZA (Światowej Organizacji Ogrodów Zoologicznych i Akwariów) w San Diego w 2023 roku, reprezentowała osoba przygotowana do tego merytorycznie, pełniąca stanowisko kierownika biura zarządu ZOO Wrocław, a jednocześnie Prezes Zarządu Fundacji ZOO Wrocław – DODO. Sytuacja ta została spowodowana rezygnacją dyrektor generalnej z wylotu do USA w dniu wyjazdu. Rola Fundacji ZOO Wrocław – DODO została wyróżniona na tymże zjeździe, przy przyznawaniu nagrody dla organizacji Marwell Wildlife, dzięki staraniom której oryksa szablorogiego wykreślono z listy wymarłych w naturze. Za tę działalność ochroniarską WAZA wyróżniła Marwell Wildlife, a podziękowania te spłynęły także dla DODO, gdyż jako Fundacja od lat wspieramy Marwell Wildlife w naszej najważniejszej misji ochroniarskiej.
Fundacja ZOO Wrocław – DODO z każdym rokiem zbiera więcej pieniędzy na ratowanie ginących gatunków zwierząt realizując naszą najważniejszą misję. W ubiegłym roku był to prawie milion złotych. Tymczasem o tych sukcesach Radosław Ratajszczak, będący przewodniczącym rady Fundacji, milczy.
Stawianie się w roli agitatora w czasie politycznej walki jest nie na miejscu. Zoo to nie przestrzeń do jej uprawiania, a miejsce z ważną misją ochrony przyrody, którą realizujemy codziennie. Marzy nam się, byśmy mogli nasz czas przeznaczyć na chwalenie się nowymi gatunkami, sukcesami hodowlanymi i inwestycjami, a nie komentowaniem bezpodstawnych pojawiających się w mediach ataków i „rewelacji”, z czym mierzymy się od około roku. Dotyczą one rzekomych problemów i rozpadzie zoo od wewnątrz. Nic takiego nie ma miejsca.
W moim odczuciu Radosław Ratajszczak wielokrotnie przedkładał swój wizerunek nad dobro zwierząt, podejmując decyzje w przekonaniu o swojej nieomylności i nie przyjmując żadnych merytorycznych argumentów pracowników wydziału hodowlanego, będących ekspertami w swoich dziedzinach.
Natomiast decyzja Radosława Ratajszczaka o odejściu z zoo była autonomiczna. Złożył rezygnację z pełnionej funkcji pisemnie, 15 lutego 2022 roku, ze skutkiem na 28 lutego 2022 r., pozostawiając jedynie dwa tygodnie na znalezienie następcy.
Szanowni Państwo, we wrocławskim zoo pracuję od ponad 16 lat i nie jestem osobą przypadkową. Znam funkcjonowanie tej spółki od podszewki, zdobywałam wiedzę o zoo zaczynając od pracy w dziale księgowości poprzez stanowiska zastępcy dyrektora ds. finansowych, dyrektora ds. sprzedaży, a w lutym 2019 r. zostałam powołana na Członka Zarządu i Wiceprezesa Zarządu ZOO Wrocław sp. z o.o. Nie uważam mojej ścieżki kariery i długoletniej pracy na rzecz zoo za powód do szkalowania mnie. W czasie współpracy z Radosławem Ratajszczakiem nigdy nie uwierzyłabym, że będzie on kiedyś w stanie tak atakować zarówno mnie, jak i innych pracowników. Nie wnikam w powody, dla których się na to zdecydował. Mogę jedynie dodać, że jest mi z tego powodu przykro, gdyż darzyłam Sławka – bo tak mówili na niego ci, którzy go dobrze znali – wielkim szacunkiem i sympatią. Tym bardziej jest mi przykro i trudno odpowiadać na jego zarzuty, gdyż żyłam w przekonaniu że nasza współpraca była merytoryczna, uzupełniająca się i prowadzona we wzajemnym szacunku, a Sławek nigdy wcześniej nie podważał moich kompetencji i cenił mnie jako współpracownika.
Osoby stojące na czele największych ogrodów zoologicznych świata, takich jak San Diego Zoo, czy Taronga Zoo w Sydney, nie są zoologami, a ekonomistami, czy też marketingowcami, a za kwestie hodowlane odpowiadają tam inni specjaliści – tak też jest u nas. Moja wiedza i doświadczenie przysłużyły się do rekordowych wyników finansowych zoo, natomiast kwestie hodowlane pozostają w gestii merytorycznych pracowników nadzorowanych przez dyrektora generalnego. Nieprawdą jest zarzut Radosława Ratajszczaka, że dyrektor generalny nie ma określonych uprawnień. Ich zakres został precyzyjnie określony w ogłoszeniu konkursowym na to stanowisko, regulaminie organizacyjnym, umowie o pracę i zakresie obowiązków.

Joanna Kasprzak
Prezes Zarządu ZOO Wrocław


Komentarze (18)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~-wroclawianka2024-04-15 10:14:33 z adresu IP: (5.173.xxx.xxx)
Panie Dyrektorze, dziękujemy za ten list. Jak zwykli wrocławianie nie mamy dostępu do wiedzy o tym co naprawdę dzieje się w naszych ukochanych spółkach miejskich. Po Pana wyznaniach wiem, że Pan Sutryk nie zasługuje na mój głos.
~Balonik2024-04-14 09:09:50 z adresu IP: (2a00:f41:7061:8297:0:x:x:x)
Tak się dzieje, kiedy obsadza się stanowisko żoną kolegi, a nie fachowcem. Tylko zwierząt żal.
~Grażyna 2024-04-13 21:44:13 z adresu IP: (2a00:f41:7060:3fb6:10af:x:x:x)
Bardzo brakuje dyrektora Ratajszczaka
~enter2024-04-13 15:55:39 z adresu IP: (78.30.xxx.xxx)
No to po przeczytaniu tego można stwierdzić, że w ratuszu to jest szambo
~Zoo Wrocław 2024-04-13 15:29:47 z adresu IP: (2a00:f41:70d0:ad76:0:x:x:x)
Ratajczak mówi prawdę!
~Królewiecki2024-04-13 00:02:34 z adresu IP: (193.28.xxx.xxx)
Bodnarowa nie będzie lepsza, ale sutryk musi beknąć za ten rozbój w biały dzień jakim jest przelewanie hajsu z zoo na tych pożalsięboże kopaczy
~Nolan 2024-04-12 22:28:35 z adresu IP: (2a00:f41:7040:73e9:0:x:x:x)
Sutrykowszczyzna, Wrocław to miasto prywatne należące to mafii, zoo to tylko czubek góry lodowej.
~Dr Prozac 2024-04-12 15:52:36 z adresu IP: (37.248.xxx.xxx)
Nieprawdą jest że dach przeciekał, zwłaszcza że prawie nie padało. Prezes dba o nas jak ojciec najlepszy...
~Stary wrocławianin2024-04-12 12:22:22 z adresu IP: (188.146.xxx.xxx)
Tego Sutryka to by trzeba w klatce zamknąć.
~Wroclawiak2024-04-12 12:06:48 z adresu IP: (37.30.xxx.xxx)
123 kazdy moze napisac co chce. Bzdury czy nie wiedza pracownicy zoo
~Boss2024-04-12 11:47:40 z adresu IP: (2a01:112f:4311:2100:5d62:x:x:x)
Kolejny argument, że Sutryk musi odejść.
~Ja242024-04-12 11:28:23 z adresu IP: (37.30.xxx.xxx)
Ehhh. Noech pani dyrektor zoo odniesie sie do informacji ze pracownicy przez pare dni nie zauwazyli ze nie zyja 2 pandy. Nikt nie widzisl problemu w tym ze nie znika jedzenie i nie widac zwierzat. Kutiozum
~wrednydziad2024-04-14 10:53:02 z adresu IP: (2a00:f41:3495:bac3:0:x:x:x)
Warto dodać, że brak jednej pandy rzeczywiście zauważono po kilku (2) dniach. Drugiej - po kilku tygodniach, gdy stopień rozkładu uniemożliwił ustalenie powodu śmierci zwierzęcia.
~mecenas2024-04-12 14:59:51 z adresu IP: (96.81.xxx.xxx)
zakopana w sianie na malym wybiegu szukali 2 dni? Ale kurcze sie napracowali. Ile dni by musieli szukac jakby wybieg byl troche wiekszy miesiac?
~1232024-04-12 11:34:58 z adresu IP: (193.239.xxx.xxx)
Bzdury. Nie dwie a jedna pandka była szukana dwa dni. Pracownicy od razu zauważyli że jej nie ma i od razu jej szukali. Proszę nie powielać bzdur. Była w sianku i zakopała się tak, że nie było jej widać.
~Qwerty2024-04-12 11:05:01 z adresu IP: (213.241.xxx.xxx)
Modus operandi Sutryka w pigułce. Pokajanie się Jacka może w tym wypadku tylko nabrać naiwnych.
~I co na to pan Sutryk?2024-04-12 10:54:12 z adresu IP: (93.105.xxx.xxx)
Mamy zatem kolejny powód, by 21 kwietnia nie głosować na pana Sutryka.
~Bodzio12024-04-12 19:54:12 z adresu IP: (78.8.xxx.xxx)
Głosuj na dwa,50 a będziesz się modlił w pracy.