Były komendanta Milicji Obywatelskiej w Wałbrzychu uniewinniony

PAP | Utworzono: 2018-02-12 19:02
Były komendanta Milicji Obywatelskiej w Wałbrzychu uniewinniony - FOT: CC0 Public Domain (zdjęcie ilustracyjne)
FOT: CC0 Public Domain (zdjęcie ilustracyjne)

Wyrok w tej sprawie zapadł przed Sądem Rejonowym w Wałbrzychu. „Sąd uniewinnił Leszka L. z zarzutów opisanych w akcie oskarżenia” - powiedziała PAP rzeczniczka Sądu Okręgowego w Świdnicy sędzia Agnieszka Połyniak.

Sędzia Bartosz Szeremeta w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że przedmiotem procesu nie było wprowadzenie stanu wojennego, ani ocena tego wydarzenia. Dodał, że zaszła sytuacja wyłączająca winę L. Zdaniem sądu były komendant MO w Wałbrzychu, wydając decyzję o internowaniu poszczególnych osób, opierał się na projekcie aktu prawnego (dekret o stanie wojennym - PAP), co do którego nie wiedział, że wszedł on w życie dopiero kilka godzin później.

Prokuratorzy z Instytutu Pamięci Narodowej - Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu we Wrocławiu oskarżyli Leszka L. o popełnienie 92 zbrodni komunistycznych stanowiących jednocześnie zbrodnie przeciwko ludzkości. Polegały one na wydaniu w okresie od 12 do 17 grudnia 1981 roku w Wałbrzychu decyzji o internowaniu 92 działaczy ówczesnej opozycji - przede wszystkim działaczy NSZZ "Solidarność".

Leszek L. nie przyznał się do zarzucanych mu przestępstw i w trakcie śledztwa nie składał wyjaśnień. Nie przyznał się do winy również przed sądem, ale na pierwszej rozprawie złożył zeznania. Jak powiedział wówczas, jego zdaniem stan wojenny w Polsce zaczął się 12 grudnia 1981 r. po godz. 17, gdy otrzymał telefoniczne polecenie otwarcia specjalnych kopert z instrukcjami na temat zasad jego wprowadzenia. Dodał, że koncentrował się wtedy w swojej pracy na zadaniach logistycznych, bo w samej komendzie wojewódzkiej miał 2,5 tys. zatrudnionych funkcjonariuszy i do dyspozycji jeszcze 800 osób w ramach rezerwy MO.

„Byłem przekonany, ze działam zgodnie z prawem, ze system rozkazowy w MSW jest obowiązujący. Miałem zaufanie do przełożonych. Byłem przekonany, że polecenia, które mi wydają, są zgodne z obowiązującym w kraju prawem” - powiedział.

Dodał, że o nieważności dekretu o ochronie bezpieczeństwa państwa oraz o tzw. antydatowaniu dekretu o stanie wojennym dowiedział się dopiero w 2006 r. z publikacji IPN. Wyjaśnił, że decyzje o internowaniu podpisywał bez analizowania ich, bo nie było na to czasu, ani możliwości zweryfikowania listy osób. Dodał, że te listy i decyzje były już wcześniej przygotowane przez grupę pracowników pionu Służby Bezpieczeństwa.

Pytany przez sąd, czy miał możliwość niepodpisania decyzji o internowaniu, L. stwierdził, że jako komendant był „jedynym organem administracji, dlatego to do niego należał obowiązek podpisania decyzji”. „Miałem możliwość niepodpisania decyzji, ale od razu miałbym dyscyplinarkę za niewykonanie rozkazu, polecenia wydanego przez gen. Tarałę. To wynikało z moich obowiązków” - mówił Leszek L. w sądzie.

Leszek L. pod koniec lat 80. awansował i pracował m.in. w MSW. W latach 1990-91 był też komendantem głównym policji. Za zarzucane mu przestępstwa grozi do 10 lat więzienia.(PAP)

 

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.