Rodzisz? Trudno. Jedź do innego szpitala

Andrzej Andrzejewski | Utworzono: 2015-01-08 07:23 | Zmodyfikowano: 2015-01-08 07:41
Rodzisz? Trudno. Jedź do innego szpitala - fot. Evan-Amos (Wikimedia Commons)
fot. Evan-Amos (Wikimedia Commons)

Historia nie ma związku z kontraktami, o które w ostatnim czasie walczyli lekarze. W szpitalu przy ulicy Bema w Lubinie po Nowym Roku nie pojawiła się większa część personelu. Wszyscy są na zwolnieniach, a pacjentek nie brakuje. I nie chodzi o noworoczny syndrom dnia następnego... 

- Na oddziale znajduje się 70 łóżek ginekologiczno-położniczych. W tej chwili mamy 6 pacjentek, a zwykle jest obłożenie na poziomie 50 %. W tej chwili mamy 4 panie położne i dwóch lekarzy - mówi Agnieszka Cholewińska, wiceprezes zarządu szpitala:

Agnieszka Cholewińska zapewnia, że pustki na porodówce wcale nie oznaczają, że nowi mieszkańcy Lubina przestali przychodzić na świat. Owszem rodzą się, ale... w Legnicy. Mamy Natalki i Michała przyznają, że na porodówkę w oddalonej o 20 kilometrów Legnicy dojechały w ostatnim momencie:

Skoro chętnych do rodzenia w Lubinie nie brakuje, to dlaczego oddział świeci pustkami? Zdaniem Bernadetty Tułazy dyrektorki ds. lecznictwa w lubińskim szpitalu chodzi o nagły atak różnych chorób. Wśród personelu... - W związku z tym, że napływają kolejne zwolnienia, a jest ich około 25 na 37 pracujących położnych, zmuszeni byliśmy ograniczyć przyjęcia tylko do tych przypadków, w których nie można było przetransportować pacjentek gdzie indziej. Pozostałe pacjentki odsyłamy do sąsiednich szpitali - mówi Bernadetta Tułaza i dodaje, że w przypadku zwolnień personelu nie można mówić o epidemii: - Zwolnienia dostajemy od różnych lekarzy, czyli ginekologów, stomatologów, pediatrów, dlatego nie sądzę, że mówimy tu o epidemii jakieś choroby - tłumaczy dyrektorka ds lecznictwa:

Udało mi się skontaktować z kilkoma położnymi lubińskiego szpitala. Żadna pracownica nie zgodziła się na nagranie. Boją się konsekwencji, bo jak twierdzą na L-4 trzeba dochodzić do zdrowia, a nie występować przed mikrofonem. O tym co się dzieje na oddziale chętnie mówi Anna Szałaj, przewodnicząca Zakładowych Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia, którą spotkaliśmy właśnie przed porodówką:

Co jest leży u podstaw tak licznych i różnych chorób wśród pracownic porodówki. Ani Anna Cholewińska, ani Lidia Olbrychowicz - członkinie zarządu szpitala - nawet nie próbują się domyślać:

- Nie nam to oceniać. Jest to sytuacja nadzwyczajna. Zwolnienia jednak są wystawiane przez lekarzy i tak naprawdę tylko oni są w stanie ocenić sytuacje - mówią członkinie zarządu:

Zupełnie inaczej sytuację postrzega szefowa związków zawodowych:

Jak wobec tego powinny sobie radzić rodzące lubinianki? Jeszcze wczoraj wicedyrektorka placówki radziła omijać porodówkę przy ul. Bema. No chyba, że dziecko miałoby się urodzić w drodze do Legnicy: -Jeżeli to jest początek porodu, to oczywiście powinna pojechać do szpitali sąsiednich, polecam Legnicę. Jeżeli będzie to sytuacja kryzysowa, to my oczywiście pacjentkę przyjmiemy, bo minimalną obsadę posiadamy - radzi wicedyrektor:

Wczoraj biuro prasowe spółki zarządzającej szpitalem wydało oświadczenie, z którego wynika, że od dziś porodówka będzie działała bez problemów. Może się to jednak okazać deklaracją na wyrost. Część zwolnień położnych kończy się dopiero za kilka dni. Poza tym wczoraj późnym popołudniem związkowcy skierowali do prezesa żądania załogi: chodzi między innymi o podwyżki po tysiąc złotych dla każdego pracownika - teraz położna średnio zarabia 1700 złotych na rękę. Związki zawodowe domagają się również dostępu do danych obrazujących zatrudnienie we wszystkich oddziałach szpitala. Jeśli do 12 stycznia Zarząd nie zrealizuje postulatów załoga potraktuje to jako wszczęcie sporu zbiorowego.


Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Ania2015-01-09 08:24:34 z adresu IP: (156.17.xxx.xxx)
~TAURUS - brawo, lepiej bym tego nie napisała, popieram całkowicie
~TAURUS2015-01-08 09:43:25 z adresu IP: (213.195.xxx.xxx)
Nawet mówić ( pisać ) się nie chce. Jak zauważył autor programu i któryś z jego rozmówców, kto w UE zarabia 400€/m-c. Kraj dziadostwem i smutom płynący. Nie oszukujmy się że jest lepiej jak jest coraz gorzej. W dniu wczorajszym byłem w UP i wszystkie prace są wyceniane na 1750 zeta brutto ( i gdzie jest te 400€, no gdzie ?! ). WSZYSTKIE !!! z lekarzem włącznie ( nie żebym faworyzował tą grupę pracowniczą ). Słucham, słucham i słyszę najwięcej żali ze strony tzw. sfery budżetowej. Na dzień dzisiejszy w takim Wałbrzychu istnieje tylko strefa budżetowa i WWSE która praktycznie , oprócz tego że zatrudnia ludzi poprzez złodziejskich pośredników, nie płaci praktycznie za nic. Gdzie ten dobrobyt obiecywany przez solidaruchów w latach '80. Poza tym złodziejstwo na każdym kroku, zaczynając od Sejmu czy Senatu , zamówieniach publicznych kończąc na budowach autostrad, dróg czy nawet sprzątaczach miast. Gdzie jest tylko publiczny grosz zaraz pojawiają się sępy żeby tylko jeszcze coś dokraść. Już wyobrażam sobie tą naszą Polskę za 5 lat jak skończą się dotacje unijne. Jeden ze słuchaczy sugerował że będzie coraz lepiej gdyż na dziesięciu wyjeżdżających siedmiu nie wrócia zatem uwolni się rynek pracy. Zapomniał tylko o jednym, że zostają ludzie starzy, schorowani nie nadający się do żadnej pracy. Aha, rynek pracy wypełni niż demograficzny który będzie wybierał w pracach jak w ulęgałkach. Jasne, są głupsi od tych co w UE zarabiają po min. 2000€ i będą się wyrabiać na śmieciówce za 400€ brutto na m-c.