Jazz nad Odrą: David Sanborn we Wrocławiu (WYWIAD)

Michał Kwiatkowski | Utworzono: 2015-04-20 08:32 | Zmodyfikowano: 2015-04-20 10:39

Na scenie obecny jest już niemal od półwiecza. Karierę zaczynał pod koniec lat 60. w blues–rockowym zespole Paul Butterfield Blues Band. Współpracowali z nim Stevie Wonder, Gil Evans, David Bowie, Eric Clapton, Marcus Miller.

Koncert w ramach Jazzu nad Odrą był okazją do posłuchania nowej muzyki, która przed kilkoma dniami ukazała się na jego 25. w karierze, solowym albumie „Time and the River”

Fantastyczny, bardzo elektryczny (jak na muzyka, który często określany jest przymiotnikiem „smooth”), koncert zapadnie w pamięć uczestników tegorocznego Jazzu nad Odrą, ze względu na jak zwykle wspaniałą barwę saksofonu Sanborna oraz sekcję rytmiczną. Potężne i pełne brzmienie perkusji to zasługa dynamicznej i pełnej feelingu gry Chrisa Colemana, który tego wieczoru udowodnił, że w jego przypadku technika, dusza i talent to coś czego się nie kupi, nie wypracuje, z tym trzeba się po prostu urodzić! Z kolei basista Andre Berry rozkręcał się z minuty na minutę, w pewnym momencie to on już rządził sceną ale i nie tylko...W trakcie swojej solówki, najzwyczajniej w świecie zszedł do publiczności i grał razem z nią! Taki to był koncert.

David Sanborn, zmęczony, ale niezmiernie zadowolony przyjęciem zgotowanym mu we Wrocławiu, zgodził się na chwilę rozmowy. O to co miał do powiedzenia o polskiej publiczności:

Grałem już tutaj, polska publiczność jest wspaniała, szczególnie tu. Niesamowita jest kultura jazzowa tego miasta, chciałbym, aby w Stanach były takie miejsca. Liczba artystów, wyrobiona i żywo reagująca publiczność, która docenia muzykę oraz samo jej doświadczanie na żywo...To fantastyczne uczucie dla nas, a o to czasami ciężko w Stanach. Dobrze tu być i poczuć wasz entuzjazm.

O tym jak dostał angaż w Paul Butterfield Blues Band i początkach swojej kariery:

Męczyłem wszystkich, aż w końcu mnie przyjęli. Tak naprawdę nie wiem, widać to był po prostu odpowiedni czas i odpowiednie miejsce. Potrzebowali muzyka, ktoś dał mi znać i tak się potoczyło.

Potoczyło się znakomicie, Sanborn został uwieczniony na filmie z legendarnego Woodstock (1'13-1'23)


O współpracy z Davidem Bowie w ramach trasy "Diamond Dogs", albumie "Young Americans" oraz samym Bowiem:

 

To prawda, Michael Kamen [amerykański kompozytor, prywatnie przyjaciel Sanborna - MK] ściągnął mnie na trasę koncertową Bowiego. Grałem z nim prze około 2 lata. To była fantastyczna przygoda. Bowie jest nieprawdopodobnym artystą, nie tylko muzykiem. Niesamowitym artystą. To, że potrafił być tak kreatywny przez całą swoją 50-letnią karierę jest wybitne! Jego ostatnia płyta jest doskonała. Tak jakby w ogóle nie patrzył wstecz tylko ciągle podążał naprzód. To prawdziwe świadectwo tego, jakim jest artystą.

Czy uważa siebie za muzyka jazzowego, popowego czy też po prostu muzyka par excellence?

Nie myślę o sobie jako o muzyku popowym, jazzowym. Po prostu gram, a ludzie do tego przyczepiają etykietki. Pozwalam im na to, sam o tym nie myślę. Zacząłbym się ograniczać, a tego nie chcę. Chcę mieć swobodę a nie działać według reguł, które ktoś narzuca. Nie ma reguł.

Cała rozmowa z Davidem Sanbornem już wkrótce do posłuchania na prw.pl.

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.