Sensacja we Wrocławiu. Ślęza zaczyna play-offy od porażki

Bartosz Tomczak | Utworzono: 2017-03-18 19:55 | Zmodyfikowano: 2017-03-18 19:51

Na play-offowe „dzień dobry” Basket wcale nie przyjechał do Wrocławia ukłonić się najlepszej drużynie fazy zasadniczej i odebrać cenną lekcję. W pierwszej kwarcie to właśnie ekipa gości grała lepszą koszykówkę. Numerem jeden była wtedy ich podkoszowa Dominika Miłoszewska, która trafiła wszystkie pięć rzutów z gry (w tym jeden za trzy) i uzbierała 11 punktów. Ślęza źle zaczęła – do tego stopnia, że już w pierwszych minutach trener Arkadiusz Rusin poprosił o przerwę na żądanie. W połowie kwarty wrocławianki miały lepszy moment i prowadziły 12:8. Nie trwało to jednak długo. Pod koniec tej odsłony Basket wypracował sobie ośmiopunktową przewagę, a kwartę skończył z prowadzeniem 22:16. Koszykarki Ślęzy nie były sobą ani w obronie, ani w ataku, gdzie trafiły tylko 5/16 rzutów z gry.

W drugiej osłonie ekipa gospodarzy goniła i choć momenty były, to Basket nie oddał prowadzenia, a nawet minimalnie je powiększył. W najlepszym momencie wrocławianki potrafiły zniwelować różnicę do czterech punktów. Tak było na przykład po celnej trójce Kateryny Rymarenko na dwie i pół minuty przed przerwą (34:38). Ślęza otworzyła w drugiej kwarcie grę na dystansie – 4/8 za trzy w porównaniu z 2/6 w pierwszej ćwiartce. To jednak było za mało na gdynianki, które w końcówce połowy zdobywały łatwe punkty spod kosza. Do przerwy Ślęza przegrywała 39:46.

Kibice w hali AWF liczyli, że po powrocie z szatni Ślęza pokaże w końcu twarz z fazy zasadniczej – szczelną obronę i punkty z szybkiego ataku. Zamiast tego mijała minuta, dwie, trzy… i ekipa gospodarzy pozostawała bez punktu. Dopiero w czwartej minucie trzeciej kwarty wrocławianki znalazły drogę do kosza. Punkty Sharnee Zoll po przechwycie (41:54) wniosły nie widzianą we wcześniejszych fazach meczu energię. Ślęza zaczęła agresywne krycie na całym parkiecie i zanotowała serię 6:0. Kiedy wydawało się, że wrocławianki zaraz włączą jeszcze wyższy bieg, to gdynianki założyły im blokadę. Biegnąca w kontrze Kateryna Rymarenko, dostała czapę (powiedzieć blok to za mało) od Moniki Grigalauskyte tuż przy zakończeniem dwutaktu. Taką akcję można było jeszcze zrozumieć, ale to co stało się za chwilę – dwa spudłowane rzuty spod obręczy na pusty kosz w jednym posiadaniu – ciężko było wytłumaczyć. Wrocławianki kończyły trzecią kwartę z aż 14 punktową stratą (47:61).

Decydująca część meczu przyniosła masę emocji, choć zaczęła się tak samo jak poprzednia. Ślęza znów długo nie mogła zdobyć punktów. Tym razem trwało to trzy minuty i raz jeszcze oglądaliśmy serię 6:0. Na nieco ponad pięć minut przed końcem wrocławianki przegrywały 54:64 i trener gdynianek, Marek Lebiedziński poprosił o czas. Wrocławianki raz jeszcze spróbowały defensywy na całym parkiecie. Marissa Kastanek zanurkowała po piłkę, Ślęza zyskała posiadanie, a Nikki Greene zdobyła punkty spod obręczy (56:64). Ekipy gospodarzy nie zniechęciła nawet daleka dwójka Kamili Podgórnej, bo za chwilę Magdalena Koperwas weszła pod kosz na 2+1. Jakby emocji było mało w kolejnej akcji Sharnee Zoll zanotowała przechwyt i punkty i nagle perspektywa zwycięstwa wcale nie była tak odległa. Na niespełna cztery minuty przed końcem Ślęza przegrywała już tylko 61:66 i Marek Lebiedziński raz jeszcze zaprosił swoje koszykarki na rozmowę. Wrocławianki mogły mieć rywalki na widelcu bo po kolejnym przechwycie Zoll rozegrała do wchodzącej pod kosz Kastanek, ale ta nie trafiła łatwego dwutaktu i zaraz gdynianki powiększyły prowadzenie (61:68). Nikt jednak nie zamierzał składać broni, a na pierwszej linii frontu byłą Sharnee Zoll, która kolejnymi punktami dała wynik 65:68 na półtorej minuty przed końcem. Reszta drużyny poszła za ciosem i wymusiła na rywalkach błąd 24-sekund. Amerykańska rozgrywająca w kolejnej akcji raz jeszcze zagrała indywidualnie i skutecznie (po faulu trafiła z wolnych).

Na minutę przed końcem było 67:68. Wrocławianki znów były bliskie przechwytu, ale zamiast tego długą dwójkę z prawego rogu trafiła Kamila Podgórna. Po meczu? Nic z tych rzeczy. W odpowiedzi Ślęza grała na rzut za trzy, ale Agnieszka Kaczmarczyk została sfaulowana. Podkoszowa gospodarzy wygrała wojnę nerwów na linii i doprowadziła do remisu 70:70. W ostatniej akcji czwartej kwarty wszystko było w rękach Jeleny Skerović. Liderka gdynianek nie zdołała oddać jednak dobrego rzutu i mieliśmy dogrywkę.

W dodatkowym czasie gry Ślęza wyszła na pierwsze od dawna prowadzenie. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że rzut Nikki Geene na 72:70 będzie ostatnim celnym z gry gospodarzy w tym spotkaniu. Niestety tak się jednak stało. Trójka Skerović przywróciła Basket na prowadzenie (72:74), a punkty Grigaluaskyte spod kosza odebrały nadzieję (72:77) i sensacja we Wrocławiu stała się faktem.

Po meczu:

W pierwszym meczu (w fazie zasadniczej) pozwoliliśmy rzucić Gdyni tylko 48 punktów. Dziś do przerwy straciliśmy 46 - podsumował wydarzenia na parkiecie trener Ślęzy Arkadiusz Rusin:

- Zawiodła skuteczność (40% z gry) - oceniła zawodniczka wrocławianek Zuzanna Sklepowicz:

- Dogrywka to było tylko nasze szczęście - mówił po odrobieniu 17-punktowej straty trener Ślęzy Arkadiusz Rusin:

Spotkanie numer dwa jutro o 18:30 w hali AWF przy Paderewskiego.

Ślęza Wrocław – Basket Gdynia 74:79 (16:22, 23:24, 8:15, 23:9, dogrywka 4:9)

Punkty dla Ślęzy: Zoll 19 (8 zbiórek, 6 asyst), Kastanek 15, Greene 13, Rymarenko 8, Koperwas 8, Kaczmarczyk 5, Sklepowicz 4, Treffers 2

Punkty dla Basketu: Swords 16, Miłoszewska 14, Skerović 14 (8 asyst, 6 zbiórek), Grigalauskyte 10, Podgórna 9, Rembiszewska 6, Puss 6, Kotnis 4

Reklama